xpp

Rozdział Jedenasty


O trzeciej osiemnaście zadzwonił telefon. Louise ledwo widząc, sięgnęła po komórkę. Nawet nie spojrzała, kto dzwoni. 
- Musisz tutaj jak najszybciej przyjechać! – usłyszała znajomy jej głos. Usiadła szybko na łóżku.
- Fredo? – spytała niepewnie.
- Tak! Błagam, przyjedź tutaj, za nim będzie za późno! – wrzasnął rozłączając się. Louise rozbudziła się w jednej sekundzie. Zerwała się szybko z łóżka i zaczęła ubierać. Pierwszy raz w życiu sięgnęła po kluczyki od samochodu Kelsey. Auto stało na chodniku ulicę dalej. Dziewczyna praktycznie w ogólne nim nie jeździła. Ale nie chodziło o to. Louise nawet nie miała prawda jazdy jednak wiedziała jak odpalić silnik i myślała, że da radę dojechać do hotelu. Miała też skrytą nadzieję, że nigdzie nie będzie patrolu.


Drzwi otworzyła jej matka Justina. Wyglądała na naprawdę zmartwioną a jednocześnie przerażoną. Wpuściła Louise do środka i szybkim krokiem ruszyła w stronę salonu. Dziewczyna nie wiedziała, czego ma się spodziewać po tym telefonie. Kiedy jechała samochodem na Fifth Avenue, była tak zamyślona, że dwa razy przejechała na czerwonym. Na szczęście ruch był mały i w okolicy nie zauważyła żadnych radiowozów.
Była również zaskoczona swoją zdolnością prowadzenia auta. Kiedy wsiadła do niego myślała, że albo w ogóle nie ruszy z miejsca albo wjedzie w pierwszą napotkaną przeszkodę.
Ale udało się jej dojechać z Brooklynu pod sam hotel na Manhattanie. 

To, co zobaczyła w hotelowym salonie, zupełnie zwaliło ją z nóg. Po raz kolejny tego dnia, prawdę mówiąc było przed czwartą nad ranem, nie była pewna czy to dzieje się naprawdę.
Nieprzytomny Justin leżał obok kanapy. W lewej ręce trzymał pustą butelkę wódki, w drugiej strzykawkę. Miała ochotę krzyknąć. Czuła jak traci panowanie nad nogami. Nie mogła ustać. Ziemia zaczęła wokół niej wirować. Przytrzymała się kobiety, która stała zaraz obok. Nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić.
- Co… co mu jest? – powiedziała nie kontrolując słów. Nie tak chciała się określić – To znaczy, co on sobie zrobił?
- Narkotyki.

Świat się zatrzymał. Albo wszystko działo się w zwolnionym tempie. Przed jej oczami przelatywały nie wyraźne obrazy przedstawiające Justina i Kelsey.  
 - Wstrzyknął sobie niewiele – usłyszała opinię lekarzy, którzy zjawili się w hotelu dziesięć minut później – Kilka mililitrów więcej i to nie mógłby skończyć się dobrze.
- Czyli, że wyjdzie z tego? – spytała matka Justina, patrząc jak jej syn zostaje wyniesiony w pokoju na noszach.
Louise nie słyszała nic więcej. Widziała tylko jak wywożą ciało chłopaka, któremu obiecała pomóc. W jej oczach zebrały się łzy. Przecież wszystko było dobrze. Przecież rozmawiała z nim dziś.
- To przez Kiersey – powiedział Fredo, który stało obok niej. Dziewczyna odwróciła się gwałtownie w jego stronę.
- Ale jak to?! – wrzasnęła zwracając uwagę lekarza i matki Justina. – Przecież wszystko było dobrze!
Nie wytrzymała i zaczęła płakać. Pattie podeszła i przytuliła ją mocno.

Od osoby, która była bardzo blisko z Justinem Bieberem dowiadujemy się, że gwiazda przez dłuższy czas ma problemy w narkotykami i naużywaniem alkoholu

Wściekłość, która ją ogarnęła była nie do opisania. W jednej chwili miała ochotę coś rozwalić a w drugiej rozpłakać się. Bezradność, która ją ogarnęła i poczucie winy, dobiły ją. Wiedziała, że to przez nią Justin doprowadził się do takiego stanu. To ona pogorszyła sprawę z Kiersey.
Ale Louise nie chciała dać za wygraną. Ostrzegała ją, że to skończy się dla niej źle.

***

Siedząc całą noc przy łóżku chłopaka, do którego darzyło się nieokreślone uczucia, było dla Louise prawdziwą męką. Nie spała, nie mogła zasnąć. Zbyt bardzo bała się, że kiedy otworzy oczy, Justina nie będzie w łóżku, że tak po prostu zniknie. Albo dowie się najgorszego, jednak próbowała nie dopuszczać do siebie tej myśli. Ściskała mocno jego dłoń i po raz pierwszy z życiu błagała Boga. Pragnęła, żeby przywrócił jej Justina.
W szpitalnym pokoju panowała grobowa cisza. Louise wydawało się, że sekundy ciągną się jak godziny. Słyszała tylko dźwięki aparatury, do której był podłączony chłopak. Co godzinę przychodziła pielęgniarka, żeby sprawdzić stan pacjenta i żeby wymienić kroplówkę. 
Uśmiechała się do niej pocieszająco, ale nie mówiła, że wszystko będzie w porządku. Nie podawała żadnych znaczących informacji o stanie jego zdrowia.
Rozmyślenia przerwał telefon Louise. Peyton. Zupełnie o niej zapomniała.
- Słucham – powiedziała odbierając połączenie – Przepraszam, że zostawiłam cię samą. Musiałam wyjść – zaczęła na wstępie.
- Nic się nie stało – usłyszała zaspany głos dziewczynki – Kiedy wrócisz?
- Niedługo i obiecuję, że pojadę z tobą na trening
- Dobrze. Rozmawiałaś wczoraj z Justinem? – spytała. Pytanie to kompletnie zbiło ją z tropu.
- Nie… - odpowiedziała niepewnie
- Dziwnie zareagowałaś, kiedy cię pocałował. Zemdlałaś a on zar… - dalej jej nie słuchała. Pocałował mnie?! Więc nie wymyśliłam sobie tego! Pomyślała. Naprawdę to się stało.
Spojrzała na Justina. Wyraz twarzy miał spokojny, jakby podobało mu się to, że tutaj jest. Jakby był szczęśliwy. Miał lekko podkrążone oczy i spuchnięte usta. Rozłączyła się, odkładając telefon na stolik obok łóżka. Odwróciła wzrok, kładąc głowę na białej kołdrze obok biodra chłopaka. Ciągle ściskała jego dłoń.
- Tak bardzo cię przepraszam – wyszeptała do siebie, ale na tyle głośno, żeby Justin mógł to usłyszeć. Od pięciu godzin jego stan w ogóle się nie zmieniał. Leżał ciągle nie przytomny.
- Nie chciałam, żeby to się wydarzyło.
- To nie była twoja wina – usłyszała słaby głos chłopaka. Poderwała się na nogi a jej serce waliło jak oszalałe. Cieszyła się, że nareszcie się wybudził, ale po chwili całą radość zastąpiła złość.
- Jak mogłeś mi to zrobić? – spytała a w jej oczach zebrały się łzy. 
- Ja… nie rozumiesz – odparł stanowczym tonem.
- Masz rację, niczego już nie rozumiem – powiedziała cofając się do tyłu. Justin chciał coś powiedzieć, ale do pokoju weszli lekarz i jego rodzice, więc Louise postanowiła ich zostawić. Trzymając w ręce kluczyki od auta Kelsey, skierowała się w stronę windy. Kiedy zjechała na parter i miała zamiar wyjść już ze szpitala, za przezroczystymi szybami dostrzegła tłum ludzi. Najprawdopodobniej ktoś musiał już powiadomić media o incydencie w hotelu. Louise powoli zaczynała nienawidzić ludzi za ich wścibskość i chęć pogrążenia innego człowieka.
Wybiegła na zewnątrz przepychając się przez tłum paparazzich. Usłyszała za sobą przekleństwa, ale także brzydkie komentarze i pytania o Justina. Próbując ich nie słuchać przebiegła przez ulicę i szybkim ruchem zaczęła otwierać drzwi samochodu.

- Już jestem- krzyknęła Louise wpadając do mieszkania i rzucając klucze na blat w kuchni.
- To dobrze – odpowiedziała Peyton, stojąc w progu pomieszczenia. Dziewczyna odwróciła się jej stronę i szeroko uśmiechnęła. Spojrzała na Peyton, która miała na sobie szare dresowe spodnie z opuszczonym krokiem, koszulkę z nadrukiem jej grupy tanecznej i czerwone tenisówki przed kostkę. Włosy związała w wysokiego kucyka.
- Jeśli chcesz, możemy już jechać – powiedziała Louise, biorąc butelkę z wodą i upijając łyk.
- Jasne, tylko wezmę torbę.
Louise sięgnęła do kieszeni, żeby sprawdzić coś w telefonie, ale uświadomiła sobie, że go tam nie ma. Położyłam go na szafce obok łóżka, pomyślała. Został w szpitalu.
- Zajebiście – powiedziała pod nosem. Prawie w ogóle nie przeklinała, chyba że była naprawdę wściekła.

Wsiadając w pociąg na Nassau Av w kierunku Church Av, Louise była wykończona. Spała tylko trzy godziny. Opierając głowę o metalową rurę, zamknęła oczy i prawie zasnęła, gdyby nie to, że pociąg szybko dojechał do następnej stacji, na której dziewczyny musiały się przesiąść.
- Kiedy znowu… idziesz do pracy? – spytała Peyton. Tak naprawdę chciała zapytać, kiedy znowu przyjdzie Justin ale szybko ugryzła się w język. Przypomniała sobie rozmowę z Louise rano i jej reakcja nie była najlepsza. Stwierdziła, więc, że nie będzie o to pytać.
- O Boże, kompletne zapomniałam.
Louise powinna właśnie wracać z pracy, a nie poszła do niej w ogóle przez całą wczorajszą akcję z Justinem. Przez pocałunek, który okazał się prawdziwy a nie zmyślony. Dopiero teraz dziewczyna zdała sobie sprawę z tego, jak Justin bardzo zmienił jej życie. Znali się dopiero pięć dni a wydarzyło się tak dużo. Graniczne emocje, prawda i sprawy, o których wcześniej nie miała pojęcia. To wszystko wydawało się jak wyjęte z jakiegoś kiepskiego filmu. Fanka poznaje swojego idola i oboje zaczynają się w sobie zakochiwać. Ale zaraz, Louise nie czuła nic takiego do Justina. On nawet nie był jej idolem. Ona po prostu wiedziała, że musi mu pomóc. Nie wiedziała, dlaczego, ale czuła w sobie coś takiego, co sprawiało, że nie mogła się poddać. Próbowała nawet nie myśleć o tym, że Justin jest sławny. Starała się traktować go jak normalnego chłopaka, co nie zawsze jej wychodziło.

- Tęsknię za Kelsey – powiedziała nagle Peyton, gdy stały na peronie i czekały na metro.
Louise dostrzegła w wyrazie jej twarzy prawdziwy smutek i ból. Małej było naprawdę ciężko. Bez rodziców ani nawet siostry, ale oni byli. Żyli kilka tysięcy mil stąd. A Lousie? Można było powiedzieć, że została sama we wszechświecie. Nie miała rodzeństwa, ojciec zginął a matka ją zostawiła i jakby tego było mało przyczepił się do niej jakiś facet z problemami. Nie powinnaś tak myśleć, powiedziała bezgłośnie do samej siebie.
- Ja też – odpowiedziała przyciągając dziewczynkę i przytulając ją.

***

- I jak się czujesz? – spytała mama Justina, siadając obok niego na szpitalnym łóżku. Obok niej stał lekarz, który analizował kartkę pacjenta i mówił coś do siebie szeptem.
- Dobrze – odparł chłopak oglądając wenflon z długą przezroczystą rurką wystając z jego dłoni. Kiedy nią poruszał czuł lekki ból. Oprócz tego bolała go głowa i zbierało mu się na wymioty, gdy próbował się podnieść.
- Wszystko jest dobrze. Ale musi pan jeszcze przejść przez badanie psychologiczne. Takie zachowanie nie jest normalne.
Justin skrzywił się na słowa lekarza. Nie miał zbytnio ochoty rozmawiać z obcą kobietą lub mężczyzną o swoich problemach.
Pattie kiwnęła głową, zgadzając się z lekarzem. Po czym wstała i wyszła razem z nim.
Chłopak ciągle myślał o Louise. Wiedział, że postąpił źle i nie czuł się z tym dobrze. Nie pomijając tego, co wczoraj zrobił. Nie mógł się powstrzymać. Jak każdemu facetowi, brakuje bliskości kobiety. A zwłaszcza Justinowi, który przez długi okres odbywał stosunki z atrakcyjną dziewczyną. Zapomniał już, że go szantażowała. On po prostu czerpał z tego przyjemność, ale nie chciał się do tego przyznać, nawet przed samym sobą.
_______

Rozdział napisany daaawno temu :)
Teraz pracuję nad drugim opowiadaniem [link] i posty tutaj mogą pojawiać się nieco rzadziej. Myślę jednak, że zacznę publikować na drugim blogu dopiero jak tutaj dobiegnie koniec części pierwszej.
Liczę na komentarze chociaż liczba wyświetleń też mnie satysfakcjonuje :)

2 komentarze:

  1. Super rozdział. Czyli jednak się pocałowali! Tak! Biedny Justin, ale głupi to on jest... Ja już chce, żeby między nimi działo się coś więcej :) Czekam na następny! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Kooooochaaam, co będzie dalej? *-*

    OdpowiedzUsuń