xpp

Rozdział Dziesiąty

Louise stała w kuchni i przygotowała dla siebie i Justina napoje, kiedy usłyszała trzask zamka i nagle przypomniała sobie, że nie mieszka sama. Wbiegła do korytarza i wpadła na Peyton. Dziewczyna syknęła w bólu rozmasowując ramie.
- Ej, co jest? – zapytała próbując wyminąć Louise, lecz ta stanęła jej na drodze. Obejrzała się szybko, zaglądając do salonu, gdzie Justin oglądał telewizor i jednocześnie buszował w Internecie.
- Chcę iść do łazienki i wziąć prysznic – Petyon nie dawała za wygraną.
- Błagam, tylko nie krzycz ani nie mdlej czy coś! – krzyknęła, kiedy dziewczynce udało się wyminąć ją i wejść do salonu.
- O, hej – powiedział Justin na jej widok. Louise bała się reakcji Peyton, ale ona tylko odpowiedziała cześć i poszła do łazienki.
- Okej – powiedziała przeciągle – To było dziwne.
Justin chyba nie wiedział, o co jej chodzi, bo dziwnie na nią spojrzał. Po chwili Peyton wróciła do salonu i stanęła w drzwiach. Spojrzała na nią unosząc brwi.
- Dlaczego miałabym krzyczeć na widok jakiegoś chłopaka? – spytała pokazując na niego palcem
- Nie wiesz, że brzydko pokazywać palcem? – spytał Justin.
- No nie wiem – odpowiedziała Louise kompletnie olewając chłopaka.
Peyton spojrzała najpierw na nią a potem na chłopaka. Podeszła do włącznika i zapaliła światło, sprawiając, że pokój był o wiele jaśniejszy. Przekręciła głowę.
- To nie jest Justin Bieber, no nie? – mówiła jakby do siebie, ale na jej pytanie odpowiedział właśnie on.
- Hej, miło mi – uśmiechnął się pokazują rząd białych zębów. Louise bacznie przyglądała się dziewczynie, która stała bez ruchu wpatrując się w chłopaka.
- Wszystko z nią w porządku? – zapytał Justina, lekko przerażony.
Peyton wydała z siebie cichy pisk.
- Skąd? Ale jak? Co? – wyrzuciła z siebie na jednym wydechu
Justin zaczął się śmiać a Louise po prostu stała.
- Uwielbiam jak moi fani tak reagują
- Nie jestem twoją fanką, ale to… jest po prostu dziwne! – krzyknęła uśmiechając się – Dziś są moje urodziny, czy jak?
- Nie, twoje urodziny są za dwa miesiące.
- Więc co on tutaj robi? To sen, prawda? – mówiła jak nakręcona zabawka.
- To mój…
- Przyjaciel. Jesteśmy przyjaciółmi – odpowiedział za nią.

- Nie mówiłaś, że przyjaźnisz się z Justinem Bieberem! – oburzyła się Peyton siedząc w swoim pokoju. Louise nawet nie usłyszała, co powiedziała. Ciągle miała w głowie słowa Justina, które zapętlały się bez końca.
- Jesteśmy przyjaciółmi – wyszeptała do siebie, wpatrując się w ścianę.
- Louise! Mówię do ciebie! – krzyknęła dziewczynka wymachując przed nią rękoma.
Justin akurat wyszedł z łazienki, więc Louise wróciła do salonu, zamykając za sobą drzwi od sypialni Peyton. Dziewczynka wkurzyła się, że nie może z nimi siedzieć.
- To siostra twojej przyjaciółki, prawda?  - zapytał Justin, przyglądając się jednej z fotografii na półkach. Miał na myśli oczywiście Peyton.
- Tak, skąd wiesz?
- Są do siebie strasznie podobne, i do Seleny też.
- A ty dalej o tym – Louise wypuściła ze świstem powietrze.
- Mówię tylko, że są do siebie podobne – odparł Justin zajmując miejsce obok dziewczyny – Nie są przez przypadek spokrewnione?
- Są, ale nie wiem jak to działa. Ciotka kuzynki siostry wujka, nie mam pojęcia.
Justin zaśmiał się, po raz kolejny biorąc na kolana laptopa Louise.
- Radziłabym ci, żebyś sprawdził folder Prywatne – odparła Peyton, która stała w progu swojego pokoju. Oboje spojrzeli na nią a Lou zrobiła się czerwona na twarzy, bo dobrze wiedziała, o jaki folder jej chodziło.
- Co? – spytał Justin – Masz tam swoje nagie zdjęcia? – zaśmiał się a dziewczyna uderzyła go w ramię.
- Lepiej! – krzyknęła Peyton, w której nagle zebrało się więcej odwagi. Podeszła do chłopaka i usiadła obok niego. Louise szybko zamknęła klapkę laptopa i wyrwała go z rąk Justina.
- No ej! – wrzasnęli oboje – Daj zobaczyć!
- Nie mam mowy! – odpowiedziała Louise chowając laptopa za sobą. Justin poderwał się na nogi i stanął nad nia, patrząc groźnym wzrokiem.
- Oddawaj laptopa – wysyczał próbują ją przestraszyć. Louise próbując stłumić śmiech, kiwnęła przecząco głową.
- Idę po aparat! – krzyknęła Peyton wybiegając z salonu.
Justin, co raz bardziej pochylał się na Louise, starając się przekonać ją, żeby oddała mu laptopa. Robił to oczywiście dla zabawy. Ich czoła prawie się stykały, kiedy chłopak stracił równowagę i poleciał na dziewczynę, przygniatając ją do kanapy.
- Złaź ze mnie, grubasie! – krzyknęła
- Nie – powiedział Justin uśmiechając się szeroko – Podoba mi się ta pozycja.

I nagle uświadomił sobie, że jest wolny od Kiersey. Ale, on tego nie chciał. On pragnął znowu wrócić do jej domu, położyć się koło niej, dotykać jej, czuć ją.
Kiedy zniknęła Kiersey, zniknęła część jego.

I dlatego, nie chciał puścić Louise. Znaleźli się w intymnej sytuacji a jemu brakowało tego. Bliskiej obecności z inną osobą.
Więc kiedy zauważył, że dziewczyna zaczyna się rumienić, przysunął się jeszcze bliżej, dotykając jej części ciała, której nie dotykał nigdy żadne chłopak. Louise szybko zorientowała się, o co mu chodzi i starała się go odepchnąć.
Justin poczuł, że to jest jedyna okazja, żeby to zrobić, więc przysunął swoją twarz do jej i zaczął ją całować. Louise była porażona i zaskoczona. Zaczęła bić go pięściami po plecach, ale on nawet nie zareagował.
- Dlaczego tak na mnie patrzysz? – zapytał Justin a Louise gwałtownie się ocknęła. Justin stał na nią i dziwnie na nią patrzył. Peyton stała obok niego i oboje wyglądali dość dziwnie.
- Co? Ja? – odparła odwracając wzrok – Przepraszam, zamyśliłam się  - odpowiedziała, wstając i wymijając ich. Poszła do łazienki i zamknęła się w niej. Usiadła na krawędzi wanny i schowała twarz w dłoniach.
Czy to, co się przed chwilą stało, wydarzył się naprawdę? Czy ja to sobie tylko wymyśliłam? Myśli Louise krzątały się w jej głowie. Zatkała korkiem wannę i puściała wodę, ściągając z siebie ubrania. Kładąc się w gorącej wodzie, nadal myślała o Justinie.
Jak to w ogóle możliwe, że wymyśliła coś takiego?

***

- Coś ty jej zrobił?! – wrzasnął Mike, patrząc wściekłym wzorkiem na Willa, który stał nad ciałem Kelsey. Chłopak popchnął go do tyłu i klęknął obok dziewczyny, sprawdzając jej tętno. Podniósł ją i wziął na ręce. Przeszedł przez podwórko, patrząc groźnie na innych ludzi, którzy mierzyli ich wzrokiem.
Położył ją na tylnym siedzeniu swojego auta i spojrzał na tył jej głowy. Krew ciekła strumieniem. Wyciągając szybko apteczkę, opatrzył jej ranę. Nie widział innego wyjścia. Nie mógł jechać do lekarza, zadawaliby zbyt dużo pytań. Rozejrzał się, dookoła ale nie wiedział nigdzie rodziców dziewczyny. Will stał za nim, trzymając w ręce pistolet, którym uderzył Kelsey.
- Co robisz?! – krzyknął próbując go zatrzymać, gdy wsiadał do auta.
- Zabieram ją do domu! A co mam zrobić?! Zostawić ją tutaj i pozwolić, żeby ją znaleźli i zobaczyli, że Louise jest sama w Nowym Jorku?! I, że mnie z nią nie ma?!
Will milczał tak jak inni.
- Mogłeś ją zabić! – warknął
- Musiałem to zrobić! – odezwał się w końcu wymierzając w jego stronę pistolet – Mogła się kurwa o wszystkim dowiedzieć i wtedy, twoja suka nie była by bezpieczna!
W Mike’u zawrzało i nie mógł mu podarować, że określił Louise lub Kelsey suką. Jednak nie mógł zrobić tego teraz. Miał nie wiele czasu. Musiał szybko zabrać stąd Kelsey i zadbać o bezpieczeństwo Louise. Zauważył, że z domu wychodzi wysoki mężczyzna, na którego czekał. 
Regan podszedł do jego auta i na przednim siedzeniu położył torbę. Miał kamienny wyraz twarzy.
- Na lotnisku czeka na was samolot. Zabierz ją do domu – zerknął na córkę. W środku miał ochotę ją mocno przytulić i powiedzieć, że kocha swoją rodzinę jednak nie mógł tego zrobić.
Mike kiwnął głową i jak najszybciej odjechał, pozostawiając za sobą kurz.

***

Louise owinięta w ręcznik, przeszła przez korytarz i weszła do swojego pokoju. Przebrała się w piżamę i położyła do łóżka. Była zamyślona a jej ruchy powolne, jakby cała życiowa siłą z niej upłynęła. Spojrzała na ramkę ze zdjęciem, która stała na szafce.
Fotografia przedstawiała dwie dziewczynki ubrane w kostiumy kąpielowe. Za nimi rozciągał się ocean. Louise szybko wróciła do tego dnia, kiedy po raz pierwszy poznała Kelsey. Były razem na obozie pływackim. Pamiętała jak świetnie się dogadywały, nie widziały świata po za sobą. Ale mieszkały w innych miastach, odległych od siebie od kilkanaście tysięcy mil. Louise pochodziła z Savannah w Georgie a Kelsey mieszkała pod Nowym Jorkiem.
Ich kontakt zerwał się zupełnie, bo tata Louise otworzył firmę w Europie i przenieśli się do Paryża.
I nagle Kelsey pomyślała o rodzinie, która mieszka w Savannah. O swojej kuzynce Vannesie, która była jej najlepszą przyjaciółką w dzieciństwie. Nie rozmawiały od lat i Louise pomyślała, że łajnie byłoby się z nią spotkać albo, chociaż porozmawiać. Problem w tym, że nie miała nawet jej telefonu.
Odwracając się na brzuch, zamknęła i próbowała zasnąć, ale udało się jej to dopiero po północy.

***

- Teraz najbezpieczniejszym dla niej miejscem będzie odwyk – powiedziała matka Kelsey, w co Mike na początku nie mógł uwierzyć. Jak własna matka może wysłać dziecko na odwyk? Ale był świadomy, że po części to jej wina, że Kelsey zaczęła brać. I jego także. Nie był pewien, kiedy ostatni raz dziewczyna coś ćpała, ale musiał postąpić słusznie.
Wpatrując się w długą igłę od strzykawki, spojrzał ukradkiem jak Kelsey zaczyna się budzić. Bez dłuższego wahania, wbił igłę w nadgarstek, wstrzykując do środka dawkę heroiny.
_____________


Proszę państwa, oto on :)
Liczę na komentarze 

4 komentarze:

  1. Naprawdę fajnie się czyta :) Bardzo podobają mi się te wszystkie tajemnice, dziwne wydarzenia etc. Fabuła jest ciekawa i wciągająca. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo przyjemnie się czyta :)
    http://life-has-become-a-failure.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. kurde! a już myślałam że serio się całują XD super rozdział. czekam na następny! <3 @SailinStyle

    OdpowiedzUsuń