xpp

Rozdział Ósmy


Ze stacji 5th Ave miała tylko 0,3 mili do hotelu przy Central Parku. Nie miała stu procentowej pewności, że uda się jej wejść do środka, ale wierzyła w siebie. Gdy przekroczyła wejściowe drzwi, przypomniała sobie o Kelsey, stojącej przed hotelem kilka dnia temu. Wczoraj nawet nie zastanawiała się jak jej przyjaciółka ma zamiar dostać się Teksasu, ale dla Kelsey nic nie jest niemożliwe.
Udało się jej przejść koło ochrony, która była zajęta rozmową ze sobą. Pewna siebie wjechała windą na czwarte piętro. W pośpiechu pobiegła, bo wydawało się jej, że ktoś ją śledzi. Gdy obejrzała się za siebie ujrzała kobietę z recepcji i jednego z ochroniarzy. Byli wściekli i najwyraźniej niezadowoleni jej obecnością. Kiedy stanęła przed drzwiami z numerkiem 480 zaczęła w nie mocno walić. Nerwowo spoglądała na zbliżających się w jej kierunku ludzi. Bała się, że nie będzie nikogo w apartamencie jednak drzwi otworzyły się. Wpadła od razu do środka i zatrzasnęła za sobą drzwi. Spojrzała na osobę, która stała obok niej. Flores patrzył na nią zdziwiony i lekko zawstydzony. Miał na sobie jedynie bokserki, które próbował zakryć dłońmi. Jego twarz była zaspana, chyba dopiero co się obudził.

- Jest Justin? – spytała lekko zdyszanym głosem próbując nie patrzeć w dół. Fredo pokiwał głową i odwrócił się w stronę salonu. Nie zadawał żadnych pytań jakby czuł, że sprawa jest pilna.
- Masz gościa – rzucił i wyszedł z pomieszczenia przez drzwi, które prowadziły do sypialni.

Na dużej białej kanapie pod kocem leżał chudy chłopak. Miał na sobie tylko spodnie od piżamy. W jednej dłoni trzymał telefon, w drugiej pilota, którym przerzucał kanały w ogromnym telewizorze na ścianie. Kiedy usłyszał głos swojego przyjaciela, podniósł się na łokciach i spojrzał w ich stronę. Wyraz jego twarzy mówił, że jest zdziwiony widokiem Louise. Za nim zdążył otworzyć usta, dziewczyna odezwała się pierwsza.
- Przyszłam, żeby ci pomóc.
***
Zjeżdżając z 40-stki przed Memphis, zatrzymali się na stacji benzynowej. Kelsey została w samochodzie zajmując miejsce pasażera. Długie zgrabne nogi wyprostowała na czarnej desce rozdzielczej. Łokieć oparła o opuszczone okno, głowę trzymała na otwartej dłoni. Palcami przeczesywała gęste włosy. Oczy miała ukryte pod dużymi ciemnymi okularami a czerwone usta poruszały się, wypowiadając cicho tekst piosenki, która akurat leciała w radiu. Mijający ją ludzie przyglądali się jej, faceci posyłali uśmieszki, kobiety zazdrośnie odwracały wzrok. Wyglądała cholernie seksownie.
 Tylne siedzenie zawalone było torbami, walizkami i ubraniami. Znalazły się też puste opakowania po jedzeniu, plastikowe kubki po kawie i papierowe torebki po pączkach. Niektóre z nich leżały tam dłużej, niż powinny.
Wysoki, umięśniony chłopak w czarnej obcisłej koszulce i ciemnych jeansach, wyszedł przez szklane rozsuwane drzwi. W dłoni trzymał torbę z zakupami, w drugiej telefon i portfel. Rzucił papierową torbę Kelsey i dosłownie wskoczył do auta. Dziewczyna zajrzała do środka. Dostrzegła kilka paczek papierosów, puszki z napojami energetycznymi i colą, chipsy i jakieś ciastka. Pomyślała, że to nie jest najlepsze śniadanie, ale ucieszył ją widok fajek. Wyciągnęła jedno opakowanie i zapaliła, wypuszczając dym przez ciemno krwiste usta spojrzała na chłopaka obok.
- Skarbie, jeśli chcesz, ja mogę teraz prowadzić – powiedziała przysuwając się do szatyna. Przejechała opuszkami palców po jego kilkunastodniowym zaroście, chcąc, aby zwrócił na nią uwagę.  Jednak chłopak był wpatrzony w drogę, na którą właśnie wjeżdżali. Szybko włączył się do ruchu, sprawiając, że wiatr porwał ich włosy.
- Mów lepiej, co u Louise – odparł szorstkim głosem zmieniając temat. Kelsey wróciła na swoje poprzednie miejsce, przewracając oczami. Przyglądała się widokom i autom, które mijali z niewiarygodną szybkością.
- Nic nowego – burknęła pod nosem. Nie podobało się jej zainteresowanie chłopaka jej przyjaciółką.
- Nikt podejrzany się koło niej nie kręci? – dodał patrząc przed siebie. Dłonie trzymał sztywno na kierownicy. Ściskał je tak mocno, aż zbielały mu kostki.
- Nie, tylko Bieber.
- Co? – chłopak zaczął się śmiać, rozluźniając dłonie. Kelsey zignorowała to.
- Wiesz, że ona musi się kiedyś o tym dowiedzieć? – powiedziała ostro. Poczuła jak jego szczęka się zaciska. Zahamował nagle, zjeżdżając na pobocze. Przesunął się do niej gwałtownie, sprawiając, że Kelsey odskoczyła do tyłu.
- Jeśli piśniesz jej chodź słówko, nie skończy się to dla ciebie najlepiej – warknął – Narażasz ją teraz na niebezpieczeństwo, bo miałaś ochotę wyskoczyć sobie do rodziców. Jest sama w mieście – dodał ostrzej – Twoja siostra też jest sama, z Louise, co oznacza, że nie są bezpieczne.
Skończył odsuwając się i ponownie włączając do ruchu. Kelsey siedziała oszołomiona przyglądając się Mike’owi Fullerowi. Chłopakowi, który miał chronić jej przyjaciółkę, ale nie wiedziała, dlaczego?
***
- Naprawdę chcesz to zrobić? – spytał Justin spoglądając dziwnie na Louise. Siedział na kanapie, na której wcześniej leżał. Nadal nie miał na sobie koszulki, przez co rozpraszał dziewczynę. Jednak starała się nie myśleć o jego umięśnionym ciele. Lou pokiwała głową, spoglądając na telefon chłopaka. Komórka leżała na stole naprzeciwko nich. Justin wpatrywał się w nią i po chwili wyciągnął dłoń, niepewnie chwytając przedmiot. Długo wybierał numer, przez co dziewczyna zaczynała się niecierpliwić.
Przyłożył telefon do ucha. Serce waliło mu jak oszalałe, czuł, że zaraz wyskoczy mu z piesi. Czuł pulsującą krew w żyłach. Myślał, że ona także nagle zacznie wyciekać z jego nadgarstków i innych części ciała. Wpatrywał się w Lou, która siedziała naprzeciwko niego. Była równie skupiona i zamyślona.
- Kiersey? – odpowiedział nerwowym głosem, który starał się uspokoić – Możemy się dziś spotkać?
***
Kafejka po drugiej stornie ulicy wydawała się spokojnym miejscem. Niezatłoczonym, przytulnym kącikiem, w którym można miło spędzić popołudnie. Nie, kiedy przychodzisz tutaj, żeby spotkać się z kochanką twojego kolegi. Nie wiem, czy można nazwać ją kochanką, ale inne określenie w tym momencie nie przychodzi mi na myśl.
Justin, Louise i Fredo siedzieli w terenowym aucie z przyciemnianymi szybami, zaparkowanym na chodniku. Przyglądali się restauracji, próbując dojrzeć coś zza ciemnych okien. Spojrzeli na godzinę w elektronicznym zegarku. Dochodziła jedenasta. Za kilka minut Louise miała spotkać się z Kiersey.
- Już czas na mnie – powiedziała łapiąc za klamkę, jednak poczuła uścisk na ramieniu. Odwróciła się gwałtownie. Ujrzała zmartwioną i jednocześnie przerażoną minę Justina.
- Dziękuję – odparł prawie szeptem
- Na razie nie masz jeszcze, za co dziękować – odpowiedziała szybko wyskakując z auta. Zatrzasnęła za sobą drzwi i rozglądając się, przebiegła na drugą stronę. Obejrzała się za siebie, zanim weszła do środka. Wyobrażała sobie chłopaków przyglądających się jej.
Pchnęła szklane drzwi, sprawiając, że otworzyły się z lekkim skrzypnięciem. W środku było naprawdę miło. Ściany były ciemnego bordo a podłoga wyłożona ciemnymi płytkami. Stała obserwując pomieszczenie. Kilka stolików było zajętych i przy każdym siedziały przynajmniej dwie osoby. Tylko przy jednym, w kącie, siedziała dziewczyna. Louise zmrużyła oczy, przypominając sobie zdjęcie, które pokazał jej Justin. Musiała przecież wiedzieć jak ona wygląda.
 Bezszelestnie ruszyła w stronę końca pomieszczenia. Nikt nie zwracał na nią uwagi, więc czuła się jeszcze bardziej pewna siebie. Nie wiedziała, co się z nią ostatnio dzieje? Bardzo się zmieniła, stała się odważniejsza.
Usiadła na kanapie, naprzeciwko dziewczyny, która swój wzrok miała spuszczony w wyświetlacz telefonu. Słysząc szelest, uniosła głowę, myśląc, że to Justin. Jednak w sekundzie jej mina zmieniła się na zaskoczoną.
- Zajęte – odparła szybko
- Myślę, że ten, na kogo czekasz nie przyjdzie – przerwała jej szybko, opierając ręce o blat stolika. Kiersey uniosła z rozbawieniem brwi. Prychnęła coś pod nosem.
- Justin nie przyjdzie – dodała prostując. Szatynka uniosła lekko podbródek, zdziwiona. Długie kręcone włosy, miała spięte w koka. Usta i oczy mocno podkreślone.
- Więc przysłał ciebie – odpowiedziała przekrzywiając głowę i przyglądając się Louise – Czego chce?
Louise ucieszyła się, że od razu mogły przejść do konkretów. Oblizała usta pochylając się od przodu.
- To ja chciałam z tobą pogadać, nie on – sprostowała lustrując twarz dziewczyny. Kiersey usiadła prosto opierając się o fotel. Kiwnęła głową chcąc, aby Louise mówiła dalej.
- Chcę, żebyś dała Justinowi spokój – wyjaśniła krótko a szatynka prychnęła śmiechem – Posłuchaj mnie uważnie, jeżeli nie odczepisz się od niego wszyscy dowiedzą się, jaką podłą zdzirą jesteś – syknęła w jej stronę. Uśmiech znikł z jej twarzy. – Myślisz, że ludzie nie skojarzą faktów? Że nie domyślą się, że stałaś się sławna, dzięki Justinowi? Jeśli myślisz, że zniszczysz Justina to jesteś w błędzie. Nikt nie uwierzy ci, że sypialiście ze sobą, nie udowodnisz mu tego a zrobisz jeszcze gorzej sobie – skończyła mówić i wstała od stolika. Pochyliła się mówiąc do jej ucha.
- Mam nadzieję, że się zrozumiałyśmy – powiedziała odwracając się i szybko wychodząc z kawiarni. Wypadła na chodnik zaciągając się świeżym powietrzem. Cieszyła się, że spotkanie dobiegło końca i trwało tak krótko. Odetchnęła głęboko, czując jak cały stres uchodzi z jej ciała. Uśmiechnęła się szeroko w stronę auta po drugiej stronie i przebiegła przez ulicę. Fredo otworzył jej drzwi. Widząc zaniepokojone miny chłopaków szybko zaczęła mówić.
- Obiecała, że da ci spokój 
___________

Rozdział ósmy za mną, trochę się nad nim męczyłam, nie wiedziałam o czym ma być C:
Liczę na komentarze i szczere opinie ! 

5 komentarzy:

  1. Mam nadzieję że ta dziewczyna posłucha Louise. Ciekawe o co chodzi z Mikem, że musi chronić Louise.
    Cudownie piszesz, czekam na nn :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajnie piszesz, czekam na następne rozdziały z niecierpliwością. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Spodobało mi się tu u Ciebie i na pewno jeszcze nie raz tu zaglądnę! :)
    Podoba mi się Twój styl pisania, oby tak dalej!
    Życzę Ci dużo weny i pozdrawiam, Charlie.
    http://dilectioprohibitum.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie widać, że wymęczony ;)
    Znam ten ból. Często się męczę coś pisząc... Taki już los.
    Świetna jest ta Louise. Strasznie mi się podoba.
    *zapraszam do siebie*
    http://allyouneversaytome.blogspot.com
    http://mential-stories-from-me.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Wpadłam do ciebie całkiem przypadkiem i spodobało mi się to, jak piszesz ;) nie robisz błędów, stylistycznie wszystko jest ok, więc czyta się gładko ;D
    zapraszam do mnie na http://i-still-believe-in-love.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń