xpp

Rozdział Siódmy

- Opowiadaj jak było na wycieczce – powiedziała Louise między kęsami sałatki. Siedziały w McDonaldzie, na wysokich krzesełkach przy blacie po oknem. Restauracja była przepełniona ludźmi, ale udało im się znaleźć miejsca. Louise rzadko, kiedy chodziła do restauracji a tym bardziej do tych, które podają tylko fast food’y. W menu odnalazła jednak coś zdrowego – sałatkę. Jako iż miał być to obiad, zamówiły też McWrap’y i duże frytki.
- A no wiesz, jak to na wycieczce. Dużo ćwiczyliśmy – odparła Peyton kończąc jeść warzywną tortillę. Wzięła papierową serwetkę wycierając nią usta. Wyprostowała się na stołku, opierając łokcie o blat, ziewnęła. – Wstawaliśmy wcześnie i od razu mieliśmy rozgrzewkę, rozciągaliśmy się a później uczyliśmy układu.
- Nie naciągnęłaś sobie niczego?
- Wiesz, że jestem jedną z najlepiej rozciągniętych tancerek w grupie? – odparła szybko dziewczynka. Zaczęły się śmiać – Jak wrócimy do domu, to pokaże ci coś – dodała podkradając Louise frytkę.
- Nie wierzę, że to wszystko zjadłaś – zaśmiała się Louise. Peyton miała obsesję na punkcie swojej wagi. Miała tendencję do szybkiego przybierania na wadze, więc kontrolowała każdy swój posiłek i codziennie rano biegała po parku.
- Gdyby była tu Kelsey, pewnie zjadłaby trzy razy więcej – rzuciła dziewczynka bawiąc się swoją komórką. Louise najbardziej chciała uniknąć tego tematu, więc nic nie odpowiedziała. Nie mogły wrócić do mieszkania. Wyobrażała sobie, że Kelsey leży teraz w korytarzu zapłakana i zalana alkoholem. Co gorsza, pod wpływem narkotyków.
- Jeśli chcesz, możemy iść teraz na zakupy po coś na kolację – odpowiedziała szybko zmieniając temat. Peyton kiwnęła głową i ubrała swoją militarną parkę. Na plecy zarzuciła plecaczek w kolorowe wzorki ze skórzanymi elementami, telefon schowała do kieszeni jeansów, na nos wsunęła clubmaster’y* i złapała za rączkę walizki w neonowym zielonym kolorze.
- Niezła stylówka – powiedziała Louise przyglądając się Peyton. Dziewczynka uśmiechnęła się w odpowiedzi i zaczęła jej opowiadać o rzeczach, które kupiła sobie w San Francisco. Wycieczka była naprawdę droga, ale jej rodzice byli gotowi na takie wydatki. Widzieli uśmiech na twarzy swojej córki, kiedy tańczyła. Chcieli spełnić jej marzenia.
- Nowe buty, podobają ci się? – spytała Peyton, patrząc na swoje białe adidasy za kostkę. Szły chodnikiem wzdłuż sklepów spożywczych i restauracji. Weszły do dużego marketu przez szklane rozsuwane drzwi. Louise wzięła wózek i zaczęła pchać go po między półkami. Peyton wkładała do wózka same zdrowe jedzenie. Warzywa i owoce, pełnoziarnisty chleb, naturalne jogurty, mleko z małą ilością tłuszczu i inne produkty do przygotowania posiłków na przynajmniej trzy dni.
- Wezmę jeszcze płatki kukurydziane i zaraz wracam – powiedziała szybko Peyton, biegnąc w stronę działu, którego szukała. Louise kiwnęła tylko głową i zaczęła wypakowywać produkty na taśmę.

***

Kelsey w pośpiechu ubrała na siebie ciemne obcisłe spodnie, krótką luźną koszulkę odkrywającą pępek i wysokie zakryte koturny. Włosy zostawiła rozpuszczone, pomalowała się, wzięła swoją torebkę z wieszaka i przewiesiła ją przez ramię na czarnej skórzanej kurtce. Sięgnęła do rączek od dwóch wielkich walizek i ciągnąc ją po drewnianej podłodze wyszła z mieszkania, spoglądając po raz ostatni na kuchenny blat, na którym zostawiła kawałek kartki.
- Wezmę to – powiedział wysoki chłopak, który stał na korytarzu. W umięśnione ręce wziął jej torby i oboje szybkim krokiem zbiegli po schodach. Wsiedli do czerwonego kabrioletu i odjechali z piskiem opon.

***

Louise i Peyton stały na peronie w Essex St. i czekały na metro. Było już dość późno, zaczynało się ściemniać. Dziewczyny nawet nie zdawały sobie sprawy, że spędziły na mieście prawie cały dzień. W końcu nadjechał pociąg. Szybko wsiadły do niego zajmując miejsca. Dwa przystanki dalej wysiadły na Hewes St, przeszły przez ulicę na Broadway i ruszyły metrem w stronę Court Sq. Wysiadły na Nessau Av i miały już do przejścia tylko kawałek na 277 Driggs Ave, gdzie na rogu ulicy stał ich budynek z beżowych paneli elewacyjnych. Na parterze znajdowała się kawiarnia UroCafé. Mieszkały na samej górze, czyli na trzecim piętrze. Trochę to potrwało zanim weszły po schodach. Louise pierwsza weszła do środka, ponieważ to ona miała klucze. Od razu weszła do kuchni, kładąc na blacie papierowe torby z zakupami. Dostrzegła kartkę.
„Nie potrafię już wytrzymać. Jadę do rodziców. Nie mów nic Peyton.
Przepraszam”
- Gdzie Kelsey? – spytała Peyton opierając się o framugę. W lewej ręce trzymała rączkę walizki i pasek od plecaka. Wyglądała na smutną.
- Wyjechała do Teksasu – odpowiedziała nie spoglądając na nią. Nie potrafią jej okłamać. Nawet gdyby próbowała, nie udałoby się jej to. Dziewczynka, mimo iż miała dopiero czternaście lat była bardzo bystra.
- Jak zwykle – rzuciła ostrym tonem, ciągnąć walizkę w stronę swojego pokoju. Rzuciła ją na łóżko i położyła się obok niej. Bardzo tęskniła za siostrą. Miały ze sobą dobre kontakty. Nie widziały się ponad tydzień i Peyton chciała po prostu się do niej przytulić i pogadać. Ale wiedziała, co po raz kolejny było na rzeczy.
- Peyton? – powiedziała cichym głosem Louise. Pchnęła białe drzwi i weszła do środka. Była tak samo smutna jak dziewczynka – Przepraszam.
- Nie masz, za co – Peyton usiadła chowając uciekające kosmyki z mocno ściśniętego warkocza. – To moja siostra po raz kolejny mnie zostawiła – rzuciła beznamiętnym tonem, spuszczając wzrok – Gdyby nie ty, zostałabym tu sama – dodała ciszej czując, że w jej oczach zbierają się łzy. Louise zaczęła płakać, tak po prostu. Serce łamało się jej na kawałki, kiedy na nią patrzyła. Podeszła i uklękła przed nią, obejmując jej kolana. Po chwili Peyton również opadła z łóżka i usiadła obok Louise. Przytuliły się mocno.
- Ja nigdy cię nie zostawię – wyszeptała Louise ocierając łzy z różowych policzków dziewczynki.

***

Wieczorem Louise siedziała na łóżku w swoim pokoju z laptopem na kolanach. Od ponad godziny siedziała na zdjęciami. Przeglądała je, poprawiała, niektóre usunęła, myśląc o tym, że niedługo zastąpią je nowe. Usłyszała skrzypnięcie drzwi i szybko przeniosła na nie swoje spojrzenie. Ujrzała Peyton, ubraną w niebieskie leginsy i za dużą bluzę, która wyglądała na męską. Długie włosy tym razem miała związane w nieogarniętego koka. W dłoniach trzymała dwa parujące kubki.
- Mogę wejść? – spytała, gdyż nie była pewna czy na pewno nie przeszkadza. Lou kiwnęła głową. W pokoju panował półmrok, jedynym źródłem światła był ekran laptopa, więc dziewczynka musiała uważać, żeby nie wpaść na jakiś mebel. Usiadła obok niej na dużym pościelonym łóżku. Podała jeden kubek Louise i wsunęła nogi pod koc.
- Dziękuję – odparła brunetka biorąc łyk gorącego kakao. Peyton tylko się uśmiechnęła.
- Co robisz? – spytała zaciekawiona, spoglądając w stronę komputera.
- Ah, nic takiego – rzuciła w odpowiedzi – Przeglądam tylko stare zdjęcia.
Dziewczynka po raz drugi kiwnęła głową, co miało oznaczać, że chce je zobaczyć. Louise położyła jej laptopa na kolanach i Peyton zaczęła przeglądać pliki.
- Dzwonili rodzice – powiedziała nie odrywając wzroku od monitora. Lou zapaliła lampkę nad łóżkiem, która oświetliła prawie cały pokój.
- Co mówili? – spytała sięgając po aparat. Zmieniła obiektyw na 40 mm i zaczęła ustawiać kadr. Peyton nawet nie zauważyła, że robi jej zdjęcia.
- Pytali jak tam droga powrotna, ogólnie jak wrażenia – odparła zapatrzona w zdjęcia – Są świetne – zmieniała szybko temat wygłaszając swoją opinię. Louise uśmiechnęła się i objęła ją ramieniem, lekko ściskając.

Rano wstały przed siódmą, bo Peyton musiała iść do szkoły. Szybko wzięła prysznic i przebrała się w obcisłe spodnie odkrywające kostki, białą koszulkę „céline” a na to ubrała koszulę moro i dodatki w złocie. Wsunęła na gołe stopy granatowe tenisówki i założyła na rozpuszczone włosy clubmaster’y. Wzięła czarną torbę i włożyła do niej duży zeszyt i piórnik, portfel i inne niezbędne rzeczy.
- Śniadanie – powiedziała Louise, kiedy Peyton zmierzała w stronę drzwi wyjściowych. Zatrzymała się przed kuchnią i spojrzała na przyjaciółkę. Tak, dzieli ich sześć lat różnicy, ale są przyjaciółkami.
- Nie jestem głodna – odpowiedziała – Kupię sobie sałatkę – rzuciła z uśmiechem na czerwonych ustach. Wtedy Louise podniosła do góry niebieski pojemnik i lekko nim potrząsnęła.
- Ta jest zdrowsza – wyciągnęła rękę w jej stronę. Peyton uśmiechnęła się szeroko i podeszła, biorąc pudełko ze świeżą sałatką. Wsunęła je do torby i pocałowała Louise w policzek – Może nie być mnie w domu jak wrócisz ze szkoły – dodała krając dalej warzywa – Idę o dwunastej na wykłady, wrócę koło dziewiętnastej, więc dam ci kasę na lunch – mówiła dalej, biorąc swój portfel z torebki zawieszonej na oparciu krzesła. Peyton kiwnęła przecząco głową.
- Mam jeszcze pieniądze – odpowiedziała i szybko odwróciła się, podchodząc do drzwi – Do zobaczenia wieczorem! – krzyknęła i wyszła z mieszkania.

Było przed ósmą. Louise zjadła śniadanie i poszła się przebrać. Założyła jasne jeansy, bordową bluzkę i czarną koszulę w ćwiekami na kołnierzyku. Przód koszulki włożyła w spodnie a na palce wsunęła kilka złotych pierścionków. Włosy związała w wysokiego kucyka. Pomalowała się delikatnie i wzięła z półki ciemne okulary przeciwsłoneczne.
Słoneczny dzień w połowie października, coś cudownego. Ubrała białe trampki, przełożyła przez ramie torbę na długim pasku i wyszła z mieszkania.

Wsiadła w pociąg na Nessau Av, przesiadła się na 8 Avenue Local i pojechała w kierunku World Trade Center. W głowie miała plan.
_____________

Uf, rozdział za mną. Napisany w jeden wieczór, pod nagłym napływem weny. 
Mam nadzieję, że się spodoba :) 
Liczę na komentarze ! 
*klik :)
PS. Dedykuję go Ani i Kamili ! 

6 komentarzy:

  1. Świetny rozdział. Strasznie szkoda mi dziewczyn, widać że są zżyte z siostrą. Nowy wygląd bloga jest niesamowity :) Zapraszam do siebie http://trust-only-urself.blogspot.com/ x

    OdpowiedzUsuń
  2. Po pierwsze super szablon, a po drugie ekstra rozdział, podoba mi się jak piszesz, tak szybko i lekko to się czyta, błędów żadnych nie znalazłąm, więc jest super.
    Ode mnie duży plus.
    i-need-friend.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej! Super rozdział. Dzisiaj przypadkiem kliknęłam link do tego opowiadania i nie żałuje. Jest świetne! Teraz prawie wszystkie opowiadania są takiego typu, że Justin jest mordercą, gwałcicielem itp. Ugh.. Ten jest taki normalny. I się wyróżnia. Będę obserwowała dalsze losy bohaterów i postaram się regulernie komentować. Kamila xoxo

    OdpowiedzUsuń
  4. Spodobał się i to bardzo!
    C_U_D_O_W_N_Y
    Masz wielki talent.
    Czekamy na kolejny :**
    P.S Śliczny wystrój bloga

    OdpowiedzUsuń
  5. Dopiero zaczelam czytac ale opowiadanie to bardzo mnie wcoagnelo. Masz swietny talent. Oby tak dalej ;)
    tlumaczenie-ewb.blogspot.com/

    "Jestesmy jak przyjaciele od seksu. Ale bez czesci przyjaciele."

    OdpowiedzUsuń