- Opowiadaj jak było na
wycieczce – powiedziała Louise między kęsami sałatki. Siedziały w McDonaldzie,
na wysokich krzesełkach przy blacie po oknem. Restauracja była przepełniona
ludźmi, ale udało im się znaleźć miejsca. Louise rzadko, kiedy chodziła do
restauracji a tym bardziej do tych, które podają tylko fast food’y. W menu
odnalazła jednak coś zdrowego – sałatkę. Jako iż miał być to obiad, zamówiły też
McWrap’y i duże frytki.
- A no wiesz, jak to na
wycieczce. Dużo ćwiczyliśmy – odparła Peyton kończąc jeść warzywną tortillę.
Wzięła papierową serwetkę wycierając nią usta. Wyprostowała się na stołku,
opierając łokcie o blat, ziewnęła. – Wstawaliśmy wcześnie i od razu mieliśmy
rozgrzewkę, rozciągaliśmy się a później uczyliśmy układu.
- Nie naciągnęłaś sobie
niczego?
- Wiesz, że jestem jedną
z najlepiej rozciągniętych tancerek w grupie? – odparła szybko dziewczynka. Zaczęły
się śmiać – Jak wrócimy do domu, to pokaże ci coś – dodała podkradając Louise
frytkę.
- Nie wierzę, że to
wszystko zjadłaś – zaśmiała się Louise. Peyton miała obsesję na punkcie swojej
wagi. Miała tendencję do szybkiego przybierania na wadze, więc kontrolowała
każdy swój posiłek i codziennie rano biegała po parku.
- Gdyby była tu Kelsey,
pewnie zjadłaby trzy razy więcej – rzuciła dziewczynka bawiąc się swoją komórką.
Louise najbardziej chciała uniknąć tego tematu, więc nic nie odpowiedziała. Nie
mogły wrócić do mieszkania. Wyobrażała sobie, że Kelsey leży teraz w korytarzu
zapłakana i zalana alkoholem. Co gorsza, pod wpływem narkotyków.
- Jeśli chcesz, możemy
iść teraz na zakupy po coś na kolację – odpowiedziała szybko zmieniając temat.
Peyton kiwnęła głową i ubrała swoją militarną parkę. Na plecy zarzuciła
plecaczek w kolorowe wzorki ze skórzanymi elementami, telefon schowała do
kieszeni jeansów, na nos wsunęła clubmaster’y* i złapała za rączkę walizki w
neonowym zielonym kolorze.
- Niezła stylówka –
powiedziała Louise przyglądając się Peyton. Dziewczynka uśmiechnęła się w
odpowiedzi i zaczęła jej opowiadać o rzeczach, które kupiła sobie w San Francisco.
Wycieczka była naprawdę droga, ale jej rodzice byli gotowi na takie wydatki.
Widzieli uśmiech na twarzy swojej córki, kiedy tańczyła. Chcieli spełnić jej
marzenia.
- Nowe buty, podobają ci
się? – spytała Peyton, patrząc na swoje białe adidasy za kostkę. Szły
chodnikiem wzdłuż sklepów spożywczych i restauracji. Weszły do dużego marketu
przez szklane rozsuwane drzwi. Louise wzięła wózek i zaczęła pchać go po między
półkami. Peyton wkładała do wózka same zdrowe jedzenie. Warzywa i owoce,
pełnoziarnisty chleb, naturalne jogurty, mleko z małą ilością tłuszczu i inne
produkty do przygotowania posiłków na przynajmniej trzy dni.
- Wezmę jeszcze płatki
kukurydziane i zaraz wracam – powiedziała szybko Peyton, biegnąc w stronę
działu, którego szukała. Louise kiwnęła tylko głową i zaczęła wypakowywać
produkty na taśmę.
***
Kelsey w pośpiechu ubrała
na siebie ciemne obcisłe spodnie, krótką luźną koszulkę odkrywającą pępek i
wysokie zakryte koturny. Włosy zostawiła rozpuszczone, pomalowała się, wzięła
swoją torebkę z wieszaka i przewiesiła ją przez ramię na czarnej skórzanej
kurtce. Sięgnęła do rączek od dwóch wielkich walizek i ciągnąc ją po drewnianej
podłodze wyszła z mieszkania, spoglądając po raz ostatni na kuchenny blat, na którym
zostawiła kawałek kartki.
- Wezmę to – powiedział wysoki
chłopak, który stał na korytarzu. W umięśnione ręce wziął jej torby i oboje
szybkim krokiem zbiegli po schodach. Wsiedli do czerwonego kabrioletu i
odjechali z piskiem opon.
***
Louise i Peyton stały na
peronie w Essex St. i czekały na metro. Było już dość późno, zaczynało się
ściemniać. Dziewczyny nawet nie zdawały sobie sprawy, że spędziły na mieście
prawie cały dzień. W końcu nadjechał pociąg. Szybko wsiadły do niego zajmując
miejsca. Dwa przystanki dalej wysiadły na Hewes St, przeszły przez ulicę na Broadway
i ruszyły metrem w stronę Court Sq. Wysiadły na Nessau Av i miały już do
przejścia tylko kawałek na 277 Driggs Ave, gdzie na rogu ulicy stał ich budynek
z beżowych paneli elewacyjnych. Na parterze znajdowała się kawiarnia UroCafé. Mieszkały na samej górze, czyli
na trzecim piętrze. Trochę to potrwało zanim weszły po schodach. Louise
pierwsza weszła do środka, ponieważ to ona miała klucze. Od razu weszła do
kuchni, kładąc na blacie papierowe torby z zakupami. Dostrzegła kartkę.
„Nie potrafię już wytrzymać. Jadę do rodziców. Nie mów
nic Peyton.
Przepraszam”
- Gdzie Kelsey? – spytała Peyton
opierając się o framugę. W lewej ręce trzymała rączkę walizki i pasek od
plecaka. Wyglądała na smutną.
- Wyjechała do Teksasu –
odpowiedziała nie spoglądając na nią. Nie potrafią jej okłamać. Nawet gdyby
próbowała, nie udałoby się jej to. Dziewczynka, mimo iż miała dopiero
czternaście lat była bardzo bystra.
- Jak zwykle – rzuciła ostrym
tonem, ciągnąć walizkę w stronę swojego pokoju. Rzuciła ją na łóżko i położyła
się obok niej. Bardzo tęskniła za siostrą. Miały ze sobą dobre kontakty. Nie
widziały się ponad tydzień i Peyton chciała po prostu się do niej przytulić i
pogadać. Ale wiedziała, co po raz kolejny było na rzeczy.
- Peyton? – powiedziała cichym
głosem Louise. Pchnęła białe drzwi i weszła do środka. Była tak samo smutna jak
dziewczynka – Przepraszam.
- Nie masz, za co –
Peyton usiadła chowając uciekające kosmyki z mocno ściśniętego warkocza. – To moja
siostra po raz kolejny mnie zostawiła – rzuciła beznamiętnym tonem, spuszczając
wzrok – Gdyby nie ty, zostałabym tu sama – dodała ciszej czując, że w jej
oczach zbierają się łzy. Louise zaczęła płakać, tak po prostu. Serce łamało się
jej na kawałki, kiedy na nią patrzyła. Podeszła i uklękła przed nią, obejmując
jej kolana. Po chwili Peyton również opadła z łóżka i usiadła obok Louise.
Przytuliły się mocno.
- Ja nigdy cię nie
zostawię – wyszeptała Louise ocierając łzy z różowych policzków dziewczynki.
***
Wieczorem Louise
siedziała na łóżku w swoim pokoju z laptopem na kolanach. Od ponad godziny
siedziała na zdjęciami. Przeglądała je, poprawiała, niektóre usunęła, myśląc o
tym, że niedługo zastąpią je nowe. Usłyszała skrzypnięcie drzwi i szybko
przeniosła na nie swoje spojrzenie. Ujrzała Peyton, ubraną w niebieskie leginsy
i za dużą bluzę, która wyglądała na męską. Długie włosy tym razem miała
związane w nieogarniętego koka. W dłoniach trzymała dwa parujące kubki.
- Mogę wejść? – spytała,
gdyż nie była pewna czy na pewno nie przeszkadza. Lou kiwnęła głową. W pokoju
panował półmrok, jedynym źródłem światła był ekran laptopa, więc dziewczynka
musiała uważać, żeby nie wpaść na jakiś mebel. Usiadła obok niej na dużym
pościelonym łóżku. Podała jeden kubek Louise i wsunęła nogi pod koc.
- Dziękuję – odparła brunetka
biorąc łyk gorącego kakao. Peyton tylko się uśmiechnęła.
- Co robisz? – spytała zaciekawiona,
spoglądając w stronę komputera.
- Ah, nic takiego –
rzuciła w odpowiedzi – Przeglądam tylko stare zdjęcia.
Dziewczynka po raz drugi
kiwnęła głową, co miało oznaczać, że chce je zobaczyć. Louise położyła jej
laptopa na kolanach i Peyton zaczęła przeglądać pliki.
- Dzwonili rodzice –
powiedziała nie odrywając wzroku od monitora. Lou zapaliła lampkę nad łóżkiem,
która oświetliła prawie cały pokój.
- Co mówili? – spytała sięgając
po aparat. Zmieniła obiektyw na 40 mm i zaczęła ustawiać kadr. Peyton nawet nie
zauważyła, że robi jej zdjęcia.
- Pytali jak tam droga
powrotna, ogólnie jak wrażenia – odparła zapatrzona w zdjęcia – Są świetne –
zmieniała szybko temat wygłaszając swoją opinię. Louise uśmiechnęła się i objęła
ją ramieniem, lekko ściskając.
Rano wstały przed
siódmą, bo Peyton musiała iść do szkoły. Szybko wzięła prysznic i przebrała się
w obcisłe spodnie odkrywające kostki, białą koszulkę „céline” a na to ubrała koszulę moro i dodatki w złocie. Wsunęła na
gołe stopy granatowe tenisówki i założyła na rozpuszczone włosy clubmaster’y. Wzięła
czarną torbę i włożyła do niej duży zeszyt i piórnik, portfel i inne niezbędne
rzeczy.
- Śniadanie –
powiedziała Louise, kiedy Peyton zmierzała w stronę drzwi wyjściowych.
Zatrzymała się przed kuchnią i spojrzała na przyjaciółkę. Tak, dzieli ich sześć
lat różnicy, ale są przyjaciółkami.
- Nie jestem głodna –
odpowiedziała – Kupię sobie sałatkę – rzuciła z uśmiechem na czerwonych ustach.
Wtedy Louise podniosła do góry niebieski pojemnik i lekko nim potrząsnęła.
- Ta jest zdrowsza –
wyciągnęła rękę w jej stronę. Peyton uśmiechnęła się szeroko i podeszła, biorąc
pudełko ze świeżą sałatką. Wsunęła je do torby i pocałowała Louise w policzek –
Może nie być mnie w domu jak wrócisz ze szkoły – dodała krając dalej warzywa –
Idę o dwunastej na wykłady, wrócę koło dziewiętnastej, więc dam ci kasę na
lunch – mówiła dalej, biorąc swój portfel z torebki zawieszonej na oparciu krzesła.
Peyton kiwnęła przecząco głową.
- Mam jeszcze pieniądze –
odpowiedziała i szybko odwróciła się, podchodząc do drzwi – Do zobaczenia
wieczorem! – krzyknęła i wyszła z mieszkania.
Było przed ósmą. Louise
zjadła śniadanie i poszła się przebrać. Założyła jasne jeansy, bordową bluzkę i
czarną koszulę w ćwiekami na kołnierzyku. Przód koszulki włożyła w spodnie a na
palce wsunęła kilka złotych pierścionków. Włosy związała w wysokiego kucyka. Pomalowała
się delikatnie i wzięła z półki ciemne okulary przeciwsłoneczne.
Słoneczny dzień w
połowie października, coś cudownego. Ubrała białe trampki, przełożyła przez
ramie torbę na długim pasku i wyszła z mieszkania.
Wsiadła w pociąg na Nessau Av, przesiadła się na 8 Avenue Local i pojechała
w kierunku World Trade Center. W głowie miała plan.
_____________
Uf, rozdział za mną. Napisany w jeden wieczór, pod nagłym napływem weny.
Mam nadzieję, że się spodoba :)
Świetny rozdział. Strasznie szkoda mi dziewczyn, widać że są zżyte z siostrą. Nowy wygląd bloga jest niesamowity :) Zapraszam do siebie http://trust-only-urself.blogspot.com/ x
OdpowiedzUsuńLouise nie jest spokrewniona z Kelsey i Peyton.
UsuńPo pierwsze super szablon, a po drugie ekstra rozdział, podoba mi się jak piszesz, tak szybko i lekko to się czyta, błędów żadnych nie znalazłąm, więc jest super.
OdpowiedzUsuńOde mnie duży plus.
i-need-friend.blogspot.com
Hej! Super rozdział. Dzisiaj przypadkiem kliknęłam link do tego opowiadania i nie żałuje. Jest świetne! Teraz prawie wszystkie opowiadania są takiego typu, że Justin jest mordercą, gwałcicielem itp. Ugh.. Ten jest taki normalny. I się wyróżnia. Będę obserwowała dalsze losy bohaterów i postaram się regulernie komentować. Kamila xoxo
OdpowiedzUsuńSpodobał się i to bardzo!
OdpowiedzUsuńC_U_D_O_W_N_Y
Masz wielki talent.
Czekamy na kolejny :**
P.S Śliczny wystrój bloga
Dopiero zaczelam czytac ale opowiadanie to bardzo mnie wcoagnelo. Masz swietny talent. Oby tak dalej ;)
OdpowiedzUsuńtlumaczenie-ewb.blogspot.com/
"Jestesmy jak przyjaciele od seksu. Ale bez czesci przyjaciele."