xpp

Rozdział Szósty

- Myślę, że powinniśmy już iść spać – odezwała się po bardzo długiej ciszy. Obojgu wydawało się, że trwała ona kilkanaście minut. Kiedy Louise spojrzała na zegarek, wskazywał on godzinę pierwszą. Tak, miała rację. Cisza trwała ponad godzinę.
Justin, który od długiego czasu siedział w tej samej pozycji z twarzą zakrytą dłońmi, teraz wyprostował się i spojrzał na dziewczynę. Oczy nadal miał mokre od łez i wyglądały jak małe okrągłe szkiełka. Odbijało się w nich światło padające od telewizora i zarys sylwetki Louise.
- Nie zostawiaj mnie – wyszeptał słabym głosem. Gardło zachrypło mu od płaczu. Pociągnął nosem, kiedy wstał i podszedł szybko do dziewczyny. Na policzkach utworzyły się długie mokre kreski, po których spływały łzy. Jej serce momentalnie zmiękło. Czuła się jakby patrzyła na małego bezbronnego chłopca, którego ktoś bardzo mocno skrzywdził.
- Dobrze – szepnęła wycierając mu podkrążone oczy.

***

Mocny wstrząs natychmiastowo wybudził Louise z głębokiego snu. Usiadła przerażona rozglądając się po jasnym pomieszczeniu, do którego wpadło pełno światła, przez odsłonięte okna. Przetarła oczy i zobaczyła osobę stojącą w nogach jej łóżka. Ale kiedy przyjrzała się bliżej, próbując wyostrzyć zaspany wzrok, zorientowała się, że jest w salonie i najwidoczniej spała na rozłożonej kanapie. Spojrzała na osobę, którą okazała się Kelsey. Pociągnęła ją za ramię, szybko wyciągając z łóżka i stawiając na nogi.
- Możesz mi powiedzieć, co ty wyprawiasz?! – powiedziała szeptem jednak w jej głosie można było usłyszeć wściekłość. Louise stała tyłem do kanapy. Była dopiero godzina jedenasta, została prze chwilą obudzona i jej mózg jeszcze nie zaczął dobrze pracować. Obejrzała się za siebie i stanęła dęba. Nagle przypomniała sobie wszystko, co stało się w nocy. Rozmowę. Głównie wyznanie chłopaka, który właśnie leżał, bez koszulki, w jej łóżku, z którego ona właśnie wstała. Zabrakło jej powietrza a serce mocno się ścisnęło. Próbowała przypomnieć sobie, co działo się później.
- Wytłumacz mi, co on tutaj robi? Wychodzę do pracy i ty go tu zapraszasz, serio? – rzuciła z wyrzutem Kelsey wymachując zamaszyście rękoma. Louise chciała ją uciszyć, ale usłyszała pełne uroku ziewnięcie i włoski na jej karków najeżyły się. Zerknęła na przeciągającego się chłopaka. Charakterystyczna fryzura ze stojącą grzywką, teraz była w nieładzie. Każdy włos odstawał mu w inną stronę. Oczy miał lekko podkrążone, policzki zapadnięte a na lewej stronie odbił się kształt poduszki. Dostrzegła lekki zarost na brodzie i dopiero teraz obandażowane przedramię. Zaczęła się zastanawiać, co mu się stało i przypomniała sobie wczorajszy ranek. Kiedy wychodziła hotelu. Dźwięk tłuczonego szkła, krzyki i wołanie.
-Fredo! Gdzie jesteś, kurwa mać! Chyba coś sobie rozciąłem!

- Co robi Selena Gomez w twoim salonie? – zapytał, po raz kolejny ziewając. Kelsey uniosła jedną brew, zakładając ręce na piersi.
- Powinnam raczej zapytać, co robi Justin Bieber na mojej kanapie? – odezwała się pokazując palcem na śnieżnobiałą pościel. Chłopak uniósł brwi i spojrzał na stojącą obok, niską brunetkę. Miała związane włosy w nieogarniętego kucyka, krótkie spodenki w panterkę i czarną koszulkę na krótki rękaw, która wydawała mu się znajoma.
- To raczej oczywiste, śpię – odpowiedział uśmiechając się szeroko. Louise była pewna, że już jest trzeźwy i na pewno nie ma kaca – Ładny T-shirt – zwrócił się do Louise pokazując na swoją koszulkę. Dziewczyna zaczęła się mocno rumienić, unikając ich spojrzeń. Justin wstał z łóżka, ubierając buty. Nadal nie był ubrany w całości, ale sięgnął po bluzę.
- Nie chcesz jej z powrotem? – spytała Louise. Justin odwrócił się trzymając swoje ubrania. Mimowolnie, obie dziewczyny obserwowały jego nagie ciało. Umięśniony brzuch i ramiona. Tatuaże na rękach, brzuchu. Dostrzegły nawet te na plecach. Louise była ciekawa czy miał ich więcej? Po raz kolejny zwróciła uwagę na bandaż na prawym przedramieniu. Justin najwyraźniej zauważył zainteresowanie dziewczyn i uśmiechnął się satysfakcjonująco.
- Ta cała sytuacja jest mega dziwna. Wychodzę! – powiedziała nagle Kelsey odwracając wzrok i opuszczając pokój. Oboje odprowadzili ją wzrokiem. Justin wciągnął przez głowę czarną bluzę, zapominając o koszulce. 
- Co Ci się stało? – spytała w końcu nie mogąc już wytrzymać. Chciała wiedzieć, co jej odpowie? Powie prawdę, że się skaleczył, czy skłamie?
Justin odwrócił wzrok, przegryzając wargę. Wiedziała już dużo, ale nie należało wspominać akurat o tym.
 - To nic takiego. Skaleczyłem się lekko – odpowiedział po chwili namysłu – Wiesz, będę już leciał. Czas na mnie – dodał spoglądając na zegarek nad telewizorem. Louise kiwnęła głową i poszła w stronę korytarza, a chłopak za nią. Kiedy stanęli przed drzwiami, zatrzymał się na chwilę i odwrócił w jej stronę. Oblizał wargi, a dziewczyna zamknęła oczy, jakby bała się, co teraz się stanie. Serce dudniło się pod żebrami a ręce trzęsły, ściskając miękki materiał koszulki.
- Powinnaś chyba porozmawiać z Seleną i wszystko jej wyjaśnić – odparł. Chyba nie tego się spodziewała, ale sama nie wiedziała, czego oczekuje. Chciała odpowiedzieć, że to nie jest Selena, ale Justin już zbiegał po schodach. Zatrzasnęła drzwi i weszła do kuchni. Jej przyjaciółka stała przy kuchennym blacie ubrana w zwykłe jeansowe spodnie i niebieski rozciągnięty sweter. W ręce trzymała kubek z kawą i wystukiwała palcami rytm. Miała doskonały słuch muzyczny. Potrafiła określić każdą nutę i odtworzyć ją. Potrafiła śpiewać, ale nigdy nie odważyłaby się zrobić tego publicznie. Jej podobieństwo do Seleny Gomez nie było tylko przypadkiem. Były kuzynkami, dalekimi, ale to zawsze rodzina i te same geny. Miały chyba tą samą prababcię od strony jej matki.

- W sumie to nie chcę wiedzieć, co on tutaj robił. Nie obchodzi mnie to  – warknęła ostro. Louise spojrzała na nią zaskoczona. Nie miała pojęcia, dlaczego Kelsey była dla niej taka ostra. Czyżby na pewno chodziło tylko o Justina? Louise podeszła do niej, stając obok. Przytuliła ją mocno. Ich przyjaźń nie była długa. Poznały się kilkanaście lat temu na obozie, kiedy były jeszcze małymi dziewczynkami. Później ich kontakt się zerwał. Louise zaprosiła ją do siebie na wakacje, do Paryża, bo wiedziała, że zawsze chciała go zobaczyć jednak nie mogła przylecieć. Jakieś sprawy rodzinne czy coś, tak przynajmniej jej powiedziała. Ale chodziło o pieniądze. Nie miała ich na bilet lotniczy a głupio jej było prosić o to rodziców Louise. Więc zrobiły na odwrót. I od tamtego czasu zaczęły się kolegować, a kiedy wróciła do Stanów, zaproponowała jej dzielenie mieszkania. W ciągu zaledwie czterech miesięcy zdążyły się do siebie zbliżyć i naprawdę, zaczęły sobie bezgranicznie ufać. Louise mogłaby odczytać wszystko, tylko z wyrazu jej twarzy.
- Mów, co się dzieje? – powiedziała spokojnym głosem. Kelsey uspokoiła się, zaczęła wolniej oddychać. Już nie była zła.
- Wywalili mnie z roboty – odpowiedziała. Przez głowę Louise przebiegło pytanie, które chciała jej zadać, ale Kelsey mówiła dalej. – Nie chodziłam do niej.
- Ale… Przecież co noc wychodzisz z domu… - rzuciła szybko odsuwając się od niej. Jej oczy powiększyły się, patrząc na nią z niedowierzaniem. Kelsey pociągnęła do siebie krzesło, które stało obok. Usiadła i po prosiła przyjaciółkę, żeby zrobiła to samo, ale Louise stała bez ruchu, wbijając w nią wzrok.  
- Okłamałaś mnie – rzuciła ponurym tonem, odsuwając się od tyłu. Zaczęła domyślać się, o co chodziło przyjaciółce. – Mówiłaś mi, że już tego nie robisz. Obiecywałaś! – wrzasnęła łamiącym się tonem. W oczach zaczęły zbierać się łzy.
- Louise… Ja… - odparła patrząc na nią smutnymi oczami.
- Nic nie mów – przerwała jej szybko i stanowczo. Nie miała zamiaru dyskutować teraz na ten temat. Miała serdecznie dosyć, myślała, że wszystko się jest już dobrze. I nagle w jej głowie pojawiły się różne obrazy.

Kelsey kilka tygodni temu, wracająca na ranem. Zmęczona i zaspana twarz, zapadnięte policzki i podkrążone oczy. Przekrwione tęczówki. Schowane nadgarstki i przedramiona.
Następny obraz. Wieczór, ciepłe granatowe niebo. Wysoka szczupła brunetka stojąca przed budynkiem. Gdy ujrzała Louise, schowała za sobą coś wyglądało jak paczka papierosów.
Impreza w klubie, całkiem nie dawno. Ułamek sekundy i straciła ją z oczu. Razem z Arianą stoją w kącie pomieszczenia, ściskane przez tłum pijanych ludzi. Jeden i drugi buch.

- Jak mogłam nie zauważyć tego wcześniej? – wyszeptała sama do siebie. Szybkim krokiem opuściła kuchnię i wpadła do swojego pokoju. Wyciągnęła z szafy przypadkowe spodnie i koszulkę, oraz kurtkę. Ubrała się mgnieniu oka biorąc z krzesła swoją torbę oraz telefon. Pobiegła do drzwi.
- Dokąd idziesz?! – krzyknęła Kelsey wpadając do korytarza.
- Dziś wraca Peyton. Zapomniałaś czy zielsko zarosło ci mózg?! – wrzasnęła w odpowiedzi. Wybiegła z mieszkania zatrzaskując za sobą drzwi. Zbiegła po schodach, próbując uspokoić walące serce. Skierowała się w stronę najbliższej stacji metra.

***

Kelsey zsunęła się po ścianie, na drewnianą zimną podłogę, podkulając pod siebie nogi. Oparła głowę o kolana i zaniosła się głośnym szlochem.
- Wpadłam w samo bagno…

***

- Justin?! – wrzasnęła jego matka, stojąc w progu mieszkania. Jej twarz była bardzo zaniepokojona i zmęczona. Liczne zmarszczki na czole, koło oczu i w kącikach ust zdradzały jej wiek. Przeszła kilka kroków przez duży salon, uderzając wysokimi obcasami o marmurową posadzkę.
- Co się dzieje? – zapytał wychodząc ze swojej sypialni. Ziewnął, żeby matka myślała, że dopiero wstał. Udało mu się wrócić jeszcze przed Pattie. Od rana miała jakieś ważne spotkania, dotyczące kilku koncertów, które Justina miał zagrać w niedługim czasie. Przebrał się w piżamę, żeby wszystko wyglądało bardziej realnie. Ale jego matkę nie tak łatwo nabrać.
-  Wiem, że niedawno wróciłeś do domu – odparła patrząc na niego karcącym wzrokiem – Nie okłamiesz mnie.
Justin odwrócił wzrok, wiedząc, że czeka go teraz kolejna rozmowa na temat jego zachowania. Mimo iż miał osiemnaście lat nadal musiał być posłuszny swojej matce.
- Wiem też o wszystkim – ciągnęła ostrym tonem. Justin zmarszczył brwi, nie wiedząc, o co jej chodzi? Wie, że był u Louise czy…
- O czym ty mówisz? – odpowiedział udając. Usłyszał za sobą chrząknięcie i spojrzał go góry. Przy schodach, zawieszony na poręczy stał Alfredo. Nagle wszystko dotarło do Justina. Uświadomił sobie, że jego matka właśnie dowiedziała się o całym układzie.
- Jak mogłeś mnie zdradzić?! – wrzasnął w stronę Fredo, podnosząc głos. Wyraz jego twarz, on cały, momentalnie się zmienił. Był wściekły – Ufałem ci!
- Justin! – krzyknęła Pattie. Jednak chłopak kompletnie ją zignorował. – Dlaczego mi nie powiedziałeś?! – spytała, podnosząc jeszcze bardziej głos.
- Myślisz, że chwaliłem się tym każdemu?! – odkrzyknął odwracając się w jej stronę. Wszystkie jego mięśnie się napięły a szczęka zarysowała mocniej na tle całej twarzy.
- Ale nie powiedziałeś o tym własnej matce?! – krzynkęła.
- Nie wrzeszcz na niego! – odezwał się w końcu Fredo, który nagle znalazł się obok nich – Sama widzisz, dlaczego ci nie powiedział! Bał się twojej reakcji.
- Nie musiałeś się na to godzić – mówiła spokojniej, w stronę swojego syna.
- Miała na niego haka – odpowiedział za niego. Pattie usiadła na kanapie, spoglądając na nich wyczekującym wzrokiem. Założyła nogę na nogę. 
- Kim jest ta dziewczyna? – zapytała, gdy usiedli naprzeciwko niej. Justin popatrzył na kolegę a on kiwnął do niego głową, żeby mówił. Dłonie mu się pociły i trzęsły. Oparł je twardo o kolana.
- Kiersey Clemons

***

Louise przepchnęła się przez tłum, do drzwi wyjściowych pociągu. Z peronu skierowała się do schodów i wyszła na ulicę. Bez zastanowienia szła przed siebie, w kierunku wysokiego budynku szkoły. Wchodząc na rozległy dziedziniec. W oddali, przy samym wejściu do środka, stała grupka ludzi. Zauważyła dwie wysokie kobiety a reszta do dziewczyny i chłopcy w wieku około czternastu – piętnastu lat. Podeszła bliżej i ujrzała biegnącą w jej kierunku osobę. Okazała się nią średniego wzrostu, szczupła dziewczynka. Twarz miała bardzo podobną do Kelsey. Ciemne włosy splecione miała w długiego kłosa* a prostą grzywkę, teraz już zbyt długą, ułożyła w przedziałek. Kilka pasm skręciło się w lekkie fale. Duże oczy miała lekko pomalowane tuszem i kredką. Sprawiało to, że wyglądała jak mały aniołek.
- Louise! – krzyknęła wpadając w jej objęcia – Wróciłaś!
- Hej Peyton, też za tobą tęskniłam – powiedziała mocno przytulając małą dziewczynkę.
- A gdzie Kelsey? – spytała, kiedy odsunęły się od siebie.
- Nie mogła przyjść – powiedziała odwracając od niej wzrok. Ruszyły w stronę grupy, żeby zabrać jej walizkę.
- Chcesz coś zjeść? – spytała uśmiechając się szeroko. Peyton kiwnęła głową.

__________________

Rozdział 6 za mną! Nie miałam na niego pomysłu i prawie cały napisałam dzisiaj.
Liczę na komentarze, to dla mnie na prawdę ważne. Chcę znać waszą opinię :)
*click :)))

10 komentarzy:

  1. Świetny rozdział! Pomimo tak długiej notki, czytało się ją bardzo szybko. Świetnie piszesz, czekam na kolejne rozdziały. // Zapraszam na http://trust-only-urself.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. ty
    wiesz, że ja kocham to opowiadanie! fhjdnjhew boskie, super rozdział.
    Już chce nn, szybko! Dobrze, że Pattie dowiedziała sie o tym
    wszystkim.Jestem ciekawe co będzie dalej pomiędzy główną dwójką ;)
    boskie, jak mówiłam <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham te opowiadanie! Śmieszne było porównanie Kelsey do Seleny, nie wiem czemu. Mam nadzieję że wyjaśnią sprawę z tą babką. Ciekawe kiedy znowu Louise i Justin się spotkają!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kelsey jest daleką kuzynką Seleny, dlatego. Są do siebie bardzo podobne.

      Usuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  6. Matko. Zazdroszczę ci stylu :c
    Jest niesamowicie wciągający... No i chcę, żeby Justin i Louise byli razem ;3
    *zapraszam na nowy rozdział*
    http://mential-stories-from-me.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział! ^^ @justinmyhero03

    OdpowiedzUsuń