xpp

Rozdział Piąty

Przekręciła szybko wszystkie zamki i otworzyła drzwi na rozcież.
- A więc tak mnie witasz – rzekł spoglądając na uniesiony nóż w lewej ręce brunetki. Dziewczynie rozszerzyły się oczy, jakby kompletnie nie wiedziała, o co mu chodzi. Dopiero po chwili doszło do niej, ze chodziło mu o nóż. Opuściła przedmiot, chowając go lekko za sobą.
- Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy – dodał śmiejąc się. Louise, ubrana w dres z włosami kompletnie nieogarniętymi, stała przed Justinem Bieberem z nożem w ręce. Scena wyjęta z horroru. Chłopak zaczął się rozglądać, spoglądając w głąb ciemnego korytarza. Louise była w takim szoku, że po prostu stała myśląc, że to jakiś sen. Mocno ugryzła się w policzek, ale to nie pomogło. Poczuła tylko jak zaczyna robić się czerwona ze wstydu.
- Hmm… Mogę wejść czy będziemy tak stać przez resztę nocy? – zapytał uśmiechając się szeroko. Louise jak na rozkaz odsunęła się i wpuściła chłopaka do środka. Zatrzasnęła za nim drzwi i poprowadziła go do salonu, nadal bez słowa. Justin zaczął przyglądać się pomieszczeniom, które mijali. Większość była zamknięta za białymi drzwiami. Jedynie kuchnia pozostała otwarta tak jak niewielki salon.
Ściany były jasnego koloru a meble białe. Dostrzegł wiele fotografii oprawionych w ramki, którymi zapełniony był każdy milimetr ścian. Przedstawiały one głównie ludzi, ale też krajobrazy i naturę. W pomieszczeniu pachniało czekoladą i damskimi perfumami.
Louise nie tak wyobrażała sobie ten sobotni wieczór. Chciała spędzić go oglądając jakiś nudny program w telewizji lub pracować nad zdjęciami w Photoshopie. Jednak jej plany zostały zburzone przez niespodziewanego gościa.
Kiedy chłopak usiadł na puchowej kanapie, Louise stała w progu pokoju, z rękoma założonymi na piersi. Nieświadomie wbijała sobie paznokcie w nagą skórę i bacznie obserwowała ruchy Justina. Czekała, aż powie jej, co tu robi i czego chce, ale oboje milczeli.
- Przyszedłeś tutaj posiedzieć czy w jakimś innym celu? –odezwała się pierwsza, sarkastycznie unosząc brwi. Justin spuścił głowę na swoje ubrudzone buty i przyglądał się nim. Udawał, że bardzo go interesują, aby uniknąć odpowiedzi.
- Nie wiem, dlaczego tutaj przyszedłem – odpowiedział – Flores dał mi ten adres i powiedział, że warto. Ale nikt nie jest dla mnie miły, więc lepiej będzie, jeśli pójdę – podniósł głowę i spojrzał. Louise dostrzegła w oczach smutek i ból, które przeszywały całe jego ciało. Zauważyła napięte mięśnie jego rąk, mimo, że miał na sobie grubą czarną bluzę. Było jej głupio, że to powiedziała, ale nadal była zła za całą akcję w hotelu.
- Nie jestem nie miła, tylko… - przerwała na chwilę zastanawiając się nad tym, co chce właściwie powiedzieć. Odwróciła wzrok i zaczesała kilka pasm włosów za ucho. Jego spojrzenie krępowało ją.
- Co z twoją kostką? – zapytał spostrzegając, że Louise stoi tylko na jednej nodze.
- Nie, nic. Już dobrze – odparła spoglądając na swoją stopę i lekko nią obracając w powietrzu. Justin spojrzał na miejsce obok siebie i później na nią. Kiwnął lekko głową i dziewczyna uważając na nogę, niechętnie podeszła do kanapy. Justin pociągnął ją za rękę i posadził na kanapie.
Czuła się dziwnie w jego towarzystwie, zwłaszcza, że inne dziewczyny mogłyby zabić za taką sytuację. Sam na sam w mieszkaniu z Justinem Bieberem. Ale Louise jakoś to nie obchodziło, kim był. Jego sława czy kasa nie miały znaczenia. Jeśli przyszedł do niej to w jakimś konkretnym celu i chciała wiedzieć, co się dzieje.  
Przysunął się bliżej tak, że ich ramiona nachodziły na siebie a biodra stykały się. Po ciele Louise przeleciały dreszcze a żołądek skręcił się w supeł. Obecność jakiegokolwiek chłopaka sprawiała, że czuła się niezręcznie. W Paryżu nie miała zbyt wielu znajomych a tym bardziej płci przeciwnej, więc nie umiała z nimi rozmawiać. To, co zrobiła przed hotelem wymagało od niej naprawdę nie lada wyczynu.
  Pochylił się lekko w jej stronę oddychając przez usta i dopiero wtedy Louise uświadomiła sobie, że Justin jest pijany. Poczuła odór mocnego czystego alkoholu. To wszystko wyjaśniało. Gdyby był trzeźwy nie przyszedłby tutaj. Brunetka odsunęła się od niego i spojrzała na jego profil. Miał wystające kości policzkowe i ostro zarysowaną szczękę, jakby ściskał ją z całych sił.   
- Uważam, że powinieneś iść do domu – powiedziała po dłuższym zastanowieniu. Justin spojrzał na nią przerażonymi wzrokiem. W jego ciemnych oczach obudził się strach. Nie mógł teraz wrócić do domu, nie w tym stanie.
- Ale… - wyjąkał ale Louise mu przerwała.
- Jeśli chcesz ze mną pogadać to zróbmy to rano, kiedy będziesz trzeźwy – odparła stanowczo wstając i spoglądając na chłopaka z góry. Wyglądało to tak jakby matka karciła swoje dziecko za złe zachowanie. Justin nabrał trochę pewności siebie, pewnie dlatego, że alkohol zdążył ją zawładnąć jego umysłem.
- Więc zostanę tutaj i poczekam do rana – odparł rozsiadając się na kanapie. Ręce zarzucił na oparcie kanapy, zakładając jedną nogę na drugą. Szeroki uśmiech zagościł na jego twarzy ukazując rządek równych białych zębów.
- Nie możesz tu spać – odpowiedziała szybko zaskoczona nagłą zmiana jego zachowania. Najpierw udawał załamanego jakby stało się coś naprawdę strasznego. Teraz wyglądał na zadowolonego z życia, nastolatka. Prawdę mówiąc nawet gdyby był trzeźwy to i tak nie wyobrażałaby sobie tego, że zupełnie obcy chłopak może spać w jej mieszkaniu.  
- Daj mi swój telefon – odparła. Jej głos brzmiał naprawdę groźnie i stanowczo. W duchu ucieszyła się, że udało się jej tak zabrzmieć. Czuła, że Justin zaczął się zadamawiać a wolała pozbyć się go puki nie ma jeszcze Kelsey.
Chłopak spojrzał na nią zdziwiony i po chwilowym wahania, wyciągnął z kieszeni jeansów telefon i podał go smukłej brunetce. Louise przycisnęła klawisz i pokazał się jej ekran odblokowujący. No jasne – pomyślała i przewróciła oczami.
- Kod – podała mu telefon i poczekała aż grzecznie go wpisze. Obserwował każdy jej ruch i nie chciał przyznać się przed sobą, ale podobało mu się to, że była taka stanowcza i pewna siebie. Mierzył ją wzorkiem od góry do dołu. Zatrzymał się na twarzy. Najbardziej jego uwagę przykuły oczy Louise - duże piwne z zieloną obwódką. Pełne usta teraz zaciśnięte w linijkę, kiedy przeszukiwała kontakty chłopaka. Zupełnie nieświadoma, że ją obserwuje. Ciemna karnacja idealnie współgrała z długimi sięgającymi do pępka kręconymi kasztanowymi włosami. Nie była wysoka. Miała na oko metr sześćdziesiąt sześć, może mniej. Była bardzo szczupła, nie miała zaokrąglonych bioder, wystającej pupy czy idealnego wcięcia w talii. Mimo to Justin nieświadomie przegryzł wargę. Miała na sobie szary luźny dres i szeroką koszulkę - taką, którą on najprawdopodobniej mógłby nosić. Nigdy nie podobały mu się dziewczyny takie jak ona. I to bardzo niedojrzałe, patrzeć tylko na wygląd. Może dlatego nigdy nie mógł stworzyć długotrwałego związku, bo relacje składały się tylko na publicznych spotkaniach przed aparatami.
- Co zamierzasz zrobić z moim telefonem? – spytał wbijając wzrok w jej usta. Wargi poruszyły się on usłyszał prostą odpowiedź.
- Dzwonię do Fredo. Chcę, żeby po ciebie przyjechał – odparła odwracając wzrok od krępującego spojrzenia Justina. Chodziła przez pokój z telefonem przy uchu, wsłuchując się w dźwięk w słuchawce. Oglądała ściany, choć nic ją w nich nie interesowało.
- Nie zrobi tego – rzucił rozbawionym tonem. Louise odwróciła się gwałtownie z taką szybkością, że wszystkie włosy przysłoniły jej twarz i opadły na jednym ramieniu.
- Dlaczego? – spytała podchodząc bliżej i rozłączając się. Justin zaśmiał się pod nosem, prychając i siadając prosto. Łokcie oparł o kolana a dłonie najpierw otarł o siebie a później złożył w pięść.
- Bo nigdy więcej nie ma zamiaru ratować mi tyłka.
Odpowiedź padła z jego ust błyskawicznie i bezinteresownie. Justin w ogóle się tym nie przejmował. Alfredo miał rację zaprzeczając, kiedy stwierdził, że go nie wspiera. Zawsze krył go i wymyślał różne wymówki, gdy był na imprezie i wracał z niej pijany. Ostatnio zdarzało się to zbyt często a Floresa irytował fakt, że jego przyjaciel spędza więcej czasu z obcymi ludźmi w klubach niż z rodziną.
Louise poddała chłopakowi telefon a on błyskawicznie schował go w tylnej kieszeni jeansów. Nie miała pojęcia, co teraz powinna z nim zrobić? Nie może tak po prostu wystawić go za drzwi. Był pijany, kompletnie narąbany. Z jej mieszkania do hotelu było kilka przecznic. Może gdyby wyszedł teraz zdążyłby jeszcze na ostatni autobus w tamtą stronę?
Nie mogła go o to prosić. Nie w takim stanie. Mogłoby mu się coś stać a ona winiłaby się za to końca życia.
Godząc się z faktem, iż Justin Bieber będzie nocować w jej mieszkaniu – prywatnej strefie, gdzie obcy mężczyźni nie mieli wstępu.
- Chcesz coś do picia? – spytała spoglądając na niego. Ręce trzymała blisko siebie, wbijając paznokcie w skórę – Wodę, sok?
Chłopak uśmiechnął się szeroko, co Louise nie do końca zrozumiała. Chciał coś do picia czy nie?
- Może coś ciepłego? – dodała zrezygnowana opuszczając długie smukłe ręce.
- Jesteś bardzo szczupła – stwierdził przyglądając się jej. Louise zmrużyła oczy, nie rozumiejąc, o co mu chodzi.  – Myślę, że powinniśmy coś zjeść – uśmiechnął się delikatnie wstając z kanapy.  Faktycznie miał rację. Louise burczało w brzuchu od kilu dobrych godzin, ale nie miała w sobie na tyle siły, aby podnieść się z kanapy i przejść zaledwie kilka kroków do kuchni.
- A na co masz ochotę? – spytała opierając się ciemny blat i opierając na nim dłonie. Justin na chwilę się zamyślił, później pochylił i oparł łokcie o stół, naprzeciwko niej.
Na ciebie – podpowiadały mu myśli jednak zignorował je, potrząsając głową. Nie.
- Na… hm… ugh. Nie mogę się zdecydować.
- Więc może coś szybkiego i prostego? Jak na przykład płatki z mlekiem? – odparła zamachując się dłonią. Justin kiwnął głową a ona odetchnęła z ulgą, że pasuje mu ta kolacja. To była prawdopodobnie jedyna rzecz, która miała w kuchni. W każdą sobotę razem z Kelsey idą na zakupy, jednak dziś kompletnie o tym zapomniały. Przez Louise i jej wyprawę do hotelu. Wyciągnęła dwie białe miseczki i płatki z szafki. Poprosiła Justina, żeby z lodówki wyciągnął mleko, co grzecznie zrobił.
- Dziękuję – powiedziała, kiedy postawił przed nią karton. Nie spojrzała na niego. Po prostu czuła, że stoi i gapi się na nią, czuła to.
- Abrakadabra – zaśmiał się widząc, że skończyła zalewać kukurydziane płatki białą cieczą – Wyczarowałaś nam pyszną kolację. Możesz zostać kucharką!

***

- Dlaczego sądzisz, że Fredo by ci nie pomógł? – spytała, gdy byli z powrotem w salonie i siedzieli na kanapie. Louise usiadła „po turecku” z miseczką na kolanach. Justin przysunął do siebie stolik z przezroczystego szkła i metalu. Schylał się nad nim i konsumował jedzenie.
- Bo zawiodłem go już kilka razy – wymamrotał niechętnie, chcąc uniknąć tego tematu. Czuł jednak, że Louise nie będzie chciała mu odpuścić. Po chwili zorientował się, że nawet się sobie nie przedstawili, chociaż oboje znali swoje imiona – Loui? – zapytał niepewnie.
Serce dziewczyny stanęło i roztrzaskało się na kilkanaście tysięcy malutkich kawałków. Znieruchomiała z otwartą buzią i uniesioną ręką. Nikt tak nigdy do niej nie mówił. Nikt. Oprócz jej ojca. Czasami, kiedy chciał powiedzieć jej coś naprawdę ważnego używał tego skrótu, który sam wymyślił. Ale skąd Justin mógł o tym wiedzieć?
- Tak? – odpowiedziała po długiej ciszy, odkładając miseczkę na szklany blat, bojąc się, że może ją upuścić. Zdawało się jej, że żołądek i wszystkie inne organy nagle ściskają się lub rozpadają na małe części. Ścisnęła dłonie wbijając sobie paznokcie w skórę.
- Przestań – zareagował szybko, łapiąć ją za dłonie i próbując rozluźnić jej uścisk – Zrobisz sobie krzywdę – dodał szeptem i cofnął swoje ręce, spuszczając wzrok. Louise wstrzymała oddech na kilkanaście sekund, choć jej zdawało się, że na kilka minut. Jego skóra była miękka i cholernie gorąca, kiedy delikatnie gładził palcami jej dłonie. Wzrok miała wbity w jego oczy a serce nagle złożyło się w całość i znowu zaczęło bić. Szalenie szybko.
- Chciałem wiedzieć, czy mogę ci coś powiedzieć? – odparł beznamiętnym tonem, wpatrując się w jej twarz. Wyczekiwał odpowiedzi, ale Louise tylko kiwnęła delikatnie głową a kilka kosmyków spadło jej na czoło. Odgarnęła je niezdarnie, chowając na ucho.
Zapadła długa cisza, która zaczęła męczyć ich oboje.
- Mam… przyjaciółkę – powiedział w końcu i zwrócił uwagę dziewczyny. Zaczęła go słuchać – To znaczy, nie mam pojęcia czy mogę to nazwać przyjaźnią. To coś w rodzaju układu.
Układu? Zadała sobie pytania w myślach, ale szybko wróciła do rzeczywistości.
- Znamy się już jakiś czas. Dość długo, chyba osiem miesięcy, jakoś tak – głos mu drżał a ręce trzęsły się, mocno zaciskając na nadgarstku.

Spotkałem ją u mojego starego kumpla. Była niesamowita. Wyróżniała się w tłumie i od razu zwróciła moją uwagę. Szybko się poznaliśmy i sam w to nie mogłem uwierzyć, ale przespaliśmy się ze sobą, wtedy na tej imprezie. Rano już jej nie było. Zostawiła mi wiadomość, swój numer telefonu i napisała, że jeśli nie skontaktuję się z nią w najbliższym czasie to strasznie tego pożałuje. Zadzwoniłem do niej następnego dnia. Ucieszyła się, ze dzwonie a później kazała mi przyjść do jakiejś restauracji. Przyszedłem a ona przedstawiła mi warunki naszej umowy. Nie wiedziałem, o co jej chodziło. Chciała, żebym pomógł się jej wybić. Zacząć ją promować, pokazywać się z nią na galach. Odmówiłem i pożałowałem tego. Wszędzie pisano o tym, że jaram. Zrobiła mi zdjęcie, na tej imprezie i opublikowała je. Zgodziłem się na tą umowę, bo ona… Ma więcej haczyków na mnie.

Louise przez chwilę siedziała nieruchomo, oszołomiona, nagłym wyznaniem. Przypomniała sobie dzień, w którym przeczytała artykuł w gazecie podczas podróży metrem, o tym, że Justin rzekomo pali, jara, bierze czy jako oni to tam określają. Myślała, że to plotka.
Teraz bardziej zastanawiała się, o co chodzi z tą całą umową. Wolała jednak nie pytać. Chyba coś podpowiadało jej, że nie chce tego wiedzieć.
Nie wiedziała, co ma powiedzieć. Pocieszać go? Przytulić czy…


- Powiedź coś – wyszeptał spoglądając w jej stronę. Oczy miał zaszklone, policzki zaróżowione. Louise jednak była cicho. Chciała się odezwać, chociaż poruszyć. Zrobić cokolwiek, jednak, nie mogła  – Co noc muszę do niej biegać i pieprzyć się z nią bo jeśli jej odmówię to… ona skończy ze mną. Błagam, pomóż mi.   
______________

Wyszedł mega długi, ma ponad 2 250 słów. Chyba mój rekord. Jeszcze nigdy nie napisałam tak długiego rozdziału :)
Chyba jestem z niego zadowolona. 

4 komentarze:

  1. Mega :) Czekam na nn! ♥ @shawty_ff :))
    http://scary-secret.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. tag bardzo niesamowity :*
    kocham tego bloga bo jest dopracowany w każdym calu :)
    *reklama*
    http://mential-stories-from-me.blogspot.com/
    http://allyouneversaytome.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. OMG co dalej? fggasgas *-*

    OdpowiedzUsuń