xpp

Rozdział Drugi

Rano wszystko wydawało się jasne a ziemia krążyła dookoła, kiedy Kelsey otworzyła oczy i usiadła. Rozejrzała się i dopiero po chwili dotarło do niej, że nie jest w swoim mieszkaniu. Szybkim ruchem zaczęła trząść przyjaciółką, która zaskoczona obudziła się. Obie usiadły na białej kanapie i zrzuciły z siebie puchową kołdrę. Louise nie wyglądała na zakłopotaną tym, że znajduje się w zupełnie obcym dla niej otoczeniu. Natomiast druga brunetka zachowywała się jakby została porwana i zamknięta w pokoju bez okien. Szybko wstała z kanapy i zaczęła zbierać swoje rzeczy. W pośpiechu wkładała czarne koturny, kiedy usłyszała za sobą cichy śmiech. Obie obróciły się zaskoczone czyjąś obecnością. Po drugiej stronie pokoju stał niewysoki chłopak o ciemniejszej karnacji i krótko ściętych ciemnych włosach.
- Tak szybko wychodzicie? – powiedział uśmiechając się szeroko. Louise zabiło mocniej serce, kiedy go ujrzała. Nie dlatego, że się jej spodobał tylko dlatego, że skądś go kojarzyła. W głowie miała mętlik i a przed oczami przelatywały jej różne zdjęcia. Szybko wstała i również zaczęła zbierać ubrania z podłogi. Cały czas obserwowała wzorkiem chłopaka, przez co czuł się trochę niezręcznie. Z pokoju obok dobiegł głośny hałas. Jakby coś szklanego upadło na ceramiczne płytki i rozpadło się w drobny mak. Flores szybko odwrócił się i zamknął za sobą drzwi. Podszedł do dziewczyn i z niespokojnym wyrazem twarzy, poprosił je aby wyszły szybciej. Louise nie rozumiała tego pośpiechu, ale równie szybko chciała stamtąd uciec i pomyśleć w spokoju. Kiedy stały już w progu wielkiego apartamentu, chłopak wcisnął w dłoń Kelsey pięćdziesiąt dolarów i chciał coś powiedzieć, ale z głębi pomieszczenia dobiegł głos.
-Fredo! Gdzie jesteś, kurwa mać! Chyba coś sobie rozciąłem!
Chłopak bardziej przymknął drzwi i nerwowym głosem powiedział Nie ma za co i zamknął z trzaskiem drzwi. Dziewczyny jeszcze przez chwilę stały nie ruchomo oszołomione całym tym wydarzeniem. W drodze do windy, Kelsey wypytywała swoją przyjaciółkę o to, co wydarzyło się w nocy i skąd znalazły się w tym hotelu. Louise jednak nic nie mówiła. Ciągle myślała o tym chłopaku i jego koledze.
Kiedy siedziały już w taksówce, Kelsey nie wytrzymała i wrzasnęła do swojej przyjaciółki, aby ta w końcu wytłumaczyła jej całe zamieszanie.
- Za co ten koleś mi zapłacił?! – krzyknęła a kierowca na krótką chwilę spojrzał w tylne lusterko.
- Nie mam pojęcia, pewnie dał nam kasę na taksówkę – odpowiedziała ściszonym głosem, kiedy kierowca wyłączył radio i zaczął przysłuchiwać się rozmowie.
- Wyjaśnij mi, co wczoraj się stało – zapytała zdesperowana swoją niewiedzą. Kelsey bała się, że zrobiła coś głupiego w nocy.  
- Kiedy wymiotowałaś na chodniku, podeszło do nas dwóch…
- Co?! Wymiotowałam na chodniku?! – dziewczyna nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. Na samą myśl o tym jak skompromitowała się przed zupełnie obcymi ludźmi, znowu zrobiło się jej nie dobrze.
- Uspokój się, byłaś kompletnie pijana.
Kelsey spojrzała na swoją sukienkę, cały dół był wybrudzony mieszaniną wymiotów i błota.
- Trzydzieści dolców! – krzyknął kierowca
- Co? Aaa.. Tak, już – Louise podała banknot i szybko wysiadły z auta. Nawet nie zauważyły, kiedy taksówka podjechała pod ich blok.
- Mów, co było dalej! – krzyknęła brunetka, kiedy wspinały się po schodach na samą górę. Louise opowiedziała swojej przyjaciółce całą historię a ta odetchnęła z ulgą.

- Wiesz co, wydaje mi się, że skądś znam tego chłopaka – powiedziała wystukując paznokciami rytm na blacie drewnianego stołu. Kelsey kręciła się w kuchni, robiąc sobie gorącą herbatę. Na chwilę zatrzymała się i odwróciła w stronę Louise. Miała na sobie dresowe spodnie, luźną koszulkę i włosy związane w kucyka.
- Niby skąd? – odpowiedziała zakładając ręce na piersi. Sięgnęła po kubek i wzięła łyk napoju.
- Nie wiem, ze zdjęć! – entuzjazm ciągle w niej narastał.
- Tych które robisz obcym ludziom na ulicy czy tych które masz w folderze o nazwie „Bieber”? – Kelsey najwyraźniej śmieszyło nastawienie Louise. Zapomnieliśmy chyba wspomnieć, że Lorens jest… może nie fanką ale ma lekką obsesję na jego punkcie. Mimo wszystko Louise nadal walczyła i chciała udowodnić przyjaciółce, że ma rację. Pobiegła po swojego laptopa, szybko otwierając folder, o którym wspominała.
- Jak chcesz znaleźć jedno zdjęcie wśród miliona innych? – zaśmiała się Kelsey.
- Cii, nie ma tu ich aż tak dużo – odpowiedziała całkowicie ignorując dogryzkę – Jest! Spójrz, to on! – Kelsey unosząc brwi ze zdumienia spojrzała w ekran.
- No i co? Ten koleś był tylko do niego podobny – Louise już chciała jej przerwać, ale nie pozwolono jej na to – Posłuchaj, nakręcasz się. Myślisz, że Bieber i jego kumpel tak po prostu wzięliby pierwsze lepsze w dodatku nawalone dziewczyny z ulicy?

Louise nie odpowiedziała nic. Wiedziała, że miała rację, ale nie chciała kłócić się z przyjaciółką. Przez resztę dnia wyszukiwała informację o aktualnym miejscu pobytu Justina. Kelsey natomiast wylegiwała się obok niej na kanapie, przerzucając bez celu kanały. Zatrzymała się na jakiś wiadomościach i oglądała prezenterkę pogody, chociaż wcale jej nie słuchała.
- Myślę, że powinniśmy wrócić do tego hotelu – rzuciła po chwili Louise. Brunetka tylko na nią spojrzała.
- I co, myślisz, że spotkasz go na korytarzu a on rzuci się na ciebie i wyzna ci miłość, bo nie był w stanie zrobić tego wcześniej? – opowiedziała śmiejąc się z przyjaciółki.
- Nie? – przeciągnęła odpowiedź – Sprawdzimy czy naprawdę tam jest – entuzjazm wychodził z niej każdą możliwą dziurką. W tej chwili w telewizji znowu zaczęły się wiadomości.
- Zamieszanie przy Fifth Avenue…
- Spójrz, to ten hotel! – krzyknęła Louise omal nie rzucając laptopa z kolan. Na ekranie przeskakiwały różne obrazy, ukazujące wysiadających ludzi z wielkiego terenowego auta, tysiące ludzi otaczających budynek i kilkanaście wozów policyjnych.

***

- Teraz przedstaw mi swój plan, jak chcesz dostać się do środka?
Kelsey była zmęczona całą tą sytuacją z Bieberem i nie miała najmniejszej ochoty wychodzić w sobotę z domu na dodatek z wielkim kacem. Stały przed ogromnym hotelem, tym samym, z którego dziś rano wychodziły. Teraz otaczały go tysiące krzyczących nastolatków w plakatami i komórkami w rękach. Ochroniarze i policjanci byli czujni i próbowali ogarnąć cały ten tłum.
- Nie masz najmniejszych szans, żeby tam wejść.
Louise całkowicie ignorowała przyjaciółkę, która próbowała przekonać ją, że jej pomysł jednak był głupi i powinny wrócić do domu.
- Po pierwsze nie przeciśniesz się przez ten tłum a po drugie nie wpuszczą cię, bo jesteś stuknięta.
Na ulicy było niesamowicie głośno, nie mówię tutaj o dźwiękach ulicy tylko o krzykach i piskach, które naglę się wzmocniły. Mimo tego, Louise była w stanie usłyszeć ten głos, ten sam który słyszała dziś rano w mieszkaniu Floresa. Przedarł się przez wrzask fanów i dotarł do jej uszu tak jakby stał obok niej a przecież był kilkanaście metrów stąd. Louise zerwała się do biegu i zaczęła przepychać przez tłum. Poleciało kilka wyzwisk i innych wulgaryzmów. Zauważyła czerwony daszek czapki, który odwrócił się i kierował w stronę hotelowych drzwi. W dziewczynie w zmorzyła się energia i odepchnęła ostatnią osobę, która była najbliżej metalowych barierek oddzielających fanów o idola. Udało się jej przecisnąć przez szparę między barierkami, ale potknęła się o nogę jakiejś dziewczyny i z impetem upadła na chodnik. Ochroniarze od razu rzucili się na nią w błyskawicznym tempie stawiając ją na nogi i łapiąc za ramiona. Louise próbowała im się wyrwać. Wszystko działo się tak szybko. Justin już prawie był przy drzwiach hotelu a wysocy mężczyźni ciągnęli ją w przeciwną stronę. Serce waliło jej tak mocno. Miała wrażenie, że zaraz zemdleje lub zejdzie na zawał. Wiedziała, że musi coś zrobić. Taka okazji nie powtórzy się nigdy więcej. Tylko, co zrobić, żeby zwrócić jego uwagę?
- To ty wczoraj zabrałeś mnie do hotelu!  - krzyknęła tak głośno na ile tylko zdołała zebrać sił. Wszystkie oczy były skierowane na Justina, czekano na jego reakcję.
Chłopak w mgnieniu oka odwrócił się w jej stronę. Jego mina wyrażała wszystko. Zaskoczenie i strach. Wydawało się nawet, że zaczął szybciej oddychać. Przeleciał wzrokiem po tłumie, który wyczekiwał jego reakcji. Ludzie szeptali do siebie. Kiwnął głową na ochroniarzy, którzy pociągnęli Louise w stronę hotelowych drzwi. Justin odwrócił się i szybko schował w budynku. 

___________________

Oto jest następny rozdział :)

7 komentarzy:

  1. hdhjdsghsdgshdgshdgsjdgsj *o*

    OdpowiedzUsuń
  2. przyjemnie się czyta twoje opowiadanie/fan fiction. Strasznie mnie ciekawi jak Justin zareaguje na nią. Będzie zły czy może będzie miły dla niej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Naprawde ciekawe, jedno z niewielu opowiadan o Justinie ktore mi sie spobalo. Tylko taka uwaga ten uklad posta, troche przeoszkadza w czytaniu, to, ze najpierw jest tu, a potem jedzie gdzies w bok. Zapraszam rowniez do mnie
    i-need-friend.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. właśnie na telefonie też mi się tak robi a na kompie wszystko je okej... kurde.

      Usuń
  4. Hej, pytałaś się mnie czy można zamówić szablon na bloga. Tak pewnie, że można ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Super blog. Nie przepadam za Bieberem, ale to mnie zaintrygowało :)
    Zapraszam do siebie:
    http://mential-stories-from-me.blogspot.com/?m=1
    http://allyouneversaytome.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń