Piątkowa noc
zapadła szybko. Można by powiedzieć, że niebo rozbłysło milionem gwiazd, ale w
centrum Nowego Jorku niestety nie można było ich zobaczyć. Spuszczając żaluzję
w białym oknie opadła na puchaty fotel, zsuwając kapcie ze stóp. W pomieszczeniu
panował półmrok. Jedynym źródłem światła był telewizor, w którym akurat leciała
jakaś komedia. W powietrzu unosił się zapach kakao i wanilii. Po chwili do
pokoju weszła niska dziewczyna z dwoma kubkami w dłoniach. Podała jeden koleżance
i usiadła w fotelu obok.
- Tak strasznie
mi się nudzi – jęknęła Kelsey Regan przerzucając kanały w telewizorze –
Myślałam, że nowojorskie życie jest ciekawsze.
- Jest, jeśli masz,
za co żyć – odpowiedziała beznamiętnym tonem brunetka. Mimo iż była o rok
młodsza od swojej przyjaciółki wydawało się, że jest od niej mądrzejsza i
bystrzejsza. Miała inny pogląd na świat. Chciała coś osiągnąć i dożyć spokojnie
siedemdziesiątki niż harować za najniższą pensję ledwo ciągnąć koniec z końcem.
Śmieszne było to, że właśnie tak teraz wyglądało jej codziennie życie. Przed
południem biegła na wykłady na swoją uczelnię a do późnej nocy pracowała w
pobliskiej kawiarni roznosząc paskudną kawę. Rzadko, kiedy zdarzało się, że
miała wolny piątek. Jednak szef zlitował się nad nią twierdząc, że jako jedyna
nigdy się nie spóźnia i czasami zostaje po godzinach, żeby umyć podłogę.
Louise nie tak
wyobrażała sobie życie w Nowym Jorku. Chciała uczyć się, spotykać z
przyjaciółmi, chodzić od czasu do czasu na domówki albo wykonywać zlecenia. Po
śmierci ojca musiała zacząć pracować, żeby móc opłacić czesne. Dzięki temu, że
skończyła najlepszą szkołę w Paryżu dostała stypendium jednak sama musi opłacić
dwadzieścia procent. Dodatkowo przychodzą rachunki za mieszkanie. Kelsey nie
chciała zgodzić się, aby jej przyjaciółka płaciła za czynsz, ale Louise uparła
się.
- Ty byłaś we
Francji, Włoszech, Grecji, a ja? Przeprowadziłam się tylko do centrum, żeby nie
dojeżdżać do szkoły – burknęła brunetka
- Ty masz oboje
kochających cię rodziców – odpowiedziała Louise. W jej głosie można było wyczuć
smutek. Kelsey natychmiast zrobiło się głupio za to, co powiedziała. Ciągle nie
mogła przyzwyczaić się do tego, że rodzice Louise ją zostawili. To znaczy jej matka.
Kiedy jej ojciec zginął, Lorens zgarnęła majątek swojego męża i zostawiła córkę
bez centa.
- Wiesz, masz
rację. Powinniśmy gdzieś wyjść – rzuciła nagle Louise podrywając się z fotela. Szybko
pobiegła do szafy, wyciągając przyzwoite ubrania, w których mogłaby pokazać się
na mieście.
- I za to cię
kocham! – krzyknęła Kelsey z łazienki.
***
Światła latarni
i wielkich bilbordów oraz neonów oświetlały dwie dziewczyny, które szybkim
krokiem przemierzały przez ulice. Metrem przejechały tylko jedną przecznicę,
aby znaleźć się przy najbardziej prestiżowych klubach. Kelsey wiedziała, że z
wejściem będzie problem. Mimo późnej godziny przed budynkami nadal stały
metrowe kolumny ludzi, najczęściej młodych nastolatków bez dowodu, którzy chcą
za wszelką cenę wejść do środka. Dziewczyny nie chciały tracić czasu w kolejkach,
więc od razu podeszły do ochroniarza, który za drobną dodatkową opłatą wpuścił
je do środka. Louise ucieszyła się, że tak szybko udało im się wejść do klubu.
Wystrój był niesamowity. Duże zaokrąglone skórzane kanapy i okrągłe stoliki
stały wszędzie. Niedaleko znajdował się ogromny bar a przy nim siedziało multum
ludzi. Dalej można było zobaczyć parkiet, na którym ludzie tańczyli
przeciskając się miedzy sobą. W powietrzu czuć było sztuczny dym i pot.
Kolorowe światła padały wszędzie a głośna muzyka sprawiała, że nie słyszałeś
nawet własnych myśli. Kelsey od razu pognała do baru i przytuliła nieznaną
Louise osobę.
- To jest
Ariana! – krzyknęła brunetka próbując przebić się przez fale muzyki. Dziewczyny
zapoznały się i zamówiły pierwsze drinki, które w krótkim czasie zamieniły się
w dziesiątego z kolei.
Cała trójka
świetnie się bawiła. Przejęły parkiet, zapraszając do tańca kilku chłopaków.
Wydawałoby się, że wszystko idzie dobrze dopóki Kelsey nie poczuła się źle.
Louise wyprowadziła ją z klubu, przy okazji żegnając się z Arianą.
***
Po długim marszu
w niewygodnych wysokich butach, brunetka opadła na chodnikowe płyty kilka ulic
dalej. Dziewczyna trzęsła się z zimna próbując bardziej okryć się kurtką przyjaciółki.
Louise uklękła przy przyjaciółce, trzymając jej włosy, kiedy ta zaczęła
wymiotować na ulicę. W głębi duszy modliła się, żeby właśnie teraz przechodził ktoś,
kto mógłby im pomóc. Jednak wolała, aby to nie była policja, która mogłaby je
zgarnąć i zamknąć. Pomyślała, o rodzicach Kelsey i o tym jak bardzo byli by na
nie źli, kiedy rano zadzwoniłaby policja prosząc o odbiór z komisariatu.
Śmieszne jest, że nie ma ich w kraju.
- Nic wam nie
jest? – zapytał ktoś pochylając się nad Kelsey i próbował pomóc jej wstać.
Wystraszona i zaskoczona Louis spojrzała na nieznaną osobę. Nawet nie zauważyła,
kiedy zza rogu budynku wyszło dwóch wysokich facetów. Louise była w stanie
tylko pokiwać głową. Próbowała dojrzeć twarzy nieznajomego, jednak kaptur i
ciemność przeszkadzały jej w tym. Mężczyzna pomógł jej wstać i po chwili oboje
podnieśli z mokrej ziemi Kelsey, którą nieznajomi złapali pod ramiona. Dopiero
wtedy Louise zauważyła, że mężczyzna nie był sam. Obok chudego i zmęczonego
ciała stał wysoki chłopak, który miał na sobie czarne ubranie, kaptur i ciemne okulary,
przez które nie można było rozpoznać jego twarzy. Spostrzegła, że nieznajomi
prowadzą jej przyjaciółkę do wnętrza budynku, który cały czas znajdował się za
jej plecami. Louise próbowała ich powstrzymać bojąc się o życie Kelsey, jednak
nie mogła wydać z siebie ani jednego słowa. Po prostu szła za nimi do środka a
kiedy światła w ogromnym holu oświetliły twarz jednego z nich, Louise opadła na
kolan i zemdlała.
___________
uważam, że pierwszy jest przeciętny, niezbyt dobry ale początki nigdy nie wychodziły mi dobrze.
mam nadzieje że zaciekawiłam was
Zapowiada się ciekawie:)
OdpowiedzUsuńaasdfghjhgfdsadfgh *o* kocham to informuj kicia ☻
OdpowiedzUsuń♥ hagkjdgakjgdkj njn.ad kocham, kocham, kocham ! mskhagfhgb ♥♥@justinmyhero03
OdpowiedzUsuń